[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie czeka³a na moj¹ odpowiedŸ, niemia³em zreszt¹ ¿adnej, lecz uklêk³a przede mn¹ i zaczê³a mi przywi¹zywaæ narty.Robi³a to z tak¹ troskliwoœci¹ i uwag¹, a¿ mnie w do³ku œciska³o.- Dziœwieczór bêdziesz mi poœlubiony - ci¹gnê³a, nie podnosz¹c siê.- Korzystam zprawa, aby memu mê¿owi.Dalej nie mog³a mówiæ, g³os jej siê za³ama³, dokoñczy³a jednak przywi¹zywaæ minarty.Obj¹³em j¹ i podnios³em.- Rijesz - powiedzia³em - ja nie chcê ciê opuszczaæ.Kocham ciê!- Williamie - sta³a teraz przede mn¹ i patrzyliœmy sobie w oczy - wiesz, ¿e ciêkocham, i wiesz, ¿e mnie opuœcisz.Poca³uj mnie w usta! - Zarzuci³a mi rêce naszyjê i przyci¹gnê³a moj¹ g³owê.Ca³owaliœmy siê jak dwoje ton¹cych, chybawiedz¹c, ¿e przerwanie poca³unków oznacza koniec, nieodwo³alne po¿egnanie.Iwtedy Rijesz nie wypuszczaj¹c z ust mego jêzyka zaczê³a go gryŸæ, najpierwdelikatnie, potem coraz mocniej, a¿ wreszcie nie mog³em wytrzymaæ bólu iuwolni³em siê od niej.- Teraz ruszaj! - rozkaza³a.- Poka¿, czego ciê nauczy³a Madulajn.Wyci¹gn¹³em do niej rêce, nie tylko dlatego, ¿e nagle poczu³em siê na nartachbardzo niepewnie, jakbym sta³ na nich po raz pierwszy, po prostu chcia³em przyniej zostaæ, ja.- Nie przynieœ wstydu swojej nauczycielce! - przykaza³a, jakby chodzi³o tylko ozjazd po stoku, nie zaœ o nasze ¿ycie, nasz¹ mi³oœæ.- Nie! - krzykn¹³em w rozpaczy i nagle zacz¹³em zje¿d¿aæ, chcia³em siêprzewróciæ, ale umiejêtnoœæ pos³ugiwania siê nartami by³a silniejsza, nios³ymnie prosto w dó³, oddalaj¹c od mojej narzeczonej, która sta³a na skale ipatrzy³a za mn¹, nieruchoma, zdrêtwia³a, skamienia³a.- Rijesz! - krzycza³em.- Kocham ciê!.Echo odbija³o od zboczy mój g³os, postaæ w górze mala³a, a¿ sta³a siê ciemnympunktem na œniegu.Przede mn¹ pojawia³y siê w¹wozy i spadziste zbocza, rzuca³emsiê w nie krzycz¹c, atakowa³em je wœciekle jak ktoœ, komu zaraz pisana jestœmieræ.£zy przes³ania³y mi oczy, œwiszcz¹cy wiatr zatyka³ oddech w piersiach,pêdzi³em naprzeciw nieznanemu, naprzeciw przygodzie, która siê znów przede mn¹otwiera³a niby nowe przepaœci i nietkniête stoki.Œnieg k³êbi³ siê, a jap³aka³em i krzycza³em: Wolnoœæ!IXŒLAD MNICHAGOR¥CA K¥PIELOtranto, jesieñ 1246Triera jak drapie¿na murena, gdy wypatrzy w wodzie zdobycz, wyœlizgnê³a siê zportu Otranto, by zaatakowaæ ryback¹ ³Ã³dŸ.Jednak¿e nim kolec tarana wwierci³siê w burtê ³odzi, kapitan zatrzyma³ trierê, gdy¿ rozpozna³ Czerwonego Soko³a,którego przed dwoma laty odwozi³ do Akki, dok¹d emir udawa³ siê wraz z komturemZygisbertem.Teraz wiêc przywita³ go uprzejmie i zabra³ na statek.- Zostaliœmy postawieni w stan gotowoœci - t³umaczy³ wzburzony - bo op³aceniprzez papie¿a zdrajcy próbowali zabiæ cesarza! Na szczêœcie zamachudaremniono.Tymczasem rybacy podnieœli w sieci chorego mnicha i umieœcili na pok³adzietriery.Wawrzyñcem wstrz¹sa³y drgawki, na co kapitan nie zwraca³ szczególnejuwagi.- Teraz wêdrowni wichrzyciele staraj¹ siê wznieciæ w kraju powstanie.Ka¿dy,kto im pomo¿e w drodze, udzieli schronienia lub dostarczy strawy, podlegatakiej samej karze jak oni.Mieszkañców Altavilli ju¿ wyciêto w pieñ! Doros³ychi dzieci!W porcie na nabrze¿u czeka³a Laurencja ze sw¹ wychowanic¹; pospieszy³y tam, gdytylko zobaczy³y, ¿e triera wraca razem z ryback¹ ³odzi¹.Klarion, terazdwudziestoletnia, z jeszcze bardziej widocznym w rysach dziedzictwem arabskiejkrwi, wyraŸnie promienia³a radoœci¹ z ponownego spotkania z emirem.Fassr ad-Din, alias Konstancjusz z Selinuntu, m³odzieñczy wuj Klarion,zeskoczy³ lekko z pok³adu, podczas gdy biednego Wawrzyñca marynarze u³o¿yliostro¿nie na brzegu.Papieski legat by³ trupioblady i czu³ siê œmiertelniechory.- Có¿ za olœniewaj¹ca piêknoœæ! - powita³ emir Klarion.- Jesteœ, pani, terazjeszcze bardziej podobna do matki.Ale oczy masz po cesarzu!- I to wystarczy! - wmiesza³a siê Laurencja.- Fryderyka trudno nazwaæprzystojnym mê¿czyzn¹.- Jego umys³ i jego krew - nadê³a siê Klarion - z tego jestem dumna.- Odziedziczy³aœ z pewnoœci¹ tak¿e jego mi³oœæ do ludzi i dobroæ, wiêczatroszcz siê o naszego Wawrzyñca.To przyjaciel Williama, jest w drodze doLucery.Ja niestety nie mogê czekaæ na jego wyzdrowienie, bo muszê natychmiastjechaæ do cesarza, do Foggii.Gdyby wasza triera, pani - zwróci³ siê do hrabiny- mog³a mnie.- Ale¿ oczywiœcie.- Laurencja przygryz³a wargi; z niczym nie rozstawa³a siêciê¿ej ni¿ ze swym naje¿onym broni¹ okrêtem.- Obawiam siê jednak, ¿e cesarzatam nie zastaniecie: Fryderyk przemierza kraj i mœci siê na zdrajcach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]