[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość tych rzeczy jest w muzeach i nie wchodzi na otwarty rynek.Poza tym rząd meksykański jest bardzo rygorystyczny, jeśli chodzi o eksport spuścizny Majów.– Spróbuj to jednak określić – nalegałem.– Te rzeczy są bezcenne – oznajmił poirytowany.– Nikt nawet nie próbował ich oszacować.Każde unikatowe dzieło sztuki jest warte tyle, ile ktoś chce za nie zapłacić.– Ile ty zapłaciłeś za swój talerz?– Nic, znalazłem go.– A za ile byś go sprzedał?– Nigdy bym tego nie zrobił – powiedział zdecydowanie.Teraz z kolei ja się zdenerwowałem.– Na miłość boską! Ile mógłbyś zapłacić za ten talerz, gdybyś go nie miał? Jesteś bogatym człowiekiem i kolekcjonerem.Wzruszył ramionami.– Może dałbym dwadzieścia tysięcy dolarów, może więcej, gdyby mnie naciągnięto.– Gattowi to wystarczy, nawet jeśli zdaje sobie sprawę z ułudy złota, w co zresztą wątpię.Spodziewałeś się znaleźć podobne przedmioty w Uaxuanoc?– Zupełnie możliwe – przyznał Fallon.– Myślę, że lepiej będzie, jeśli porozmawiam o tym z Joem Rudetskym.– Jak wygląda obecna sytuacja? – spytałem.– Nic więcej nie możemy uzyskać z powietrznego rekonesansu.Musimy już zejść pod ziemię.– Wskazał na fotomozaikę.– Zredukowaliśmy możliwości do czterech.– Uniósł głowę.– O, jest Paul!Halstead wszedł do baraku jak zwykle nachmurzony.Rzucił na stół dwa pasy wraz z maczetami w pochwach.– Oto, czego będziemy teraz potrzebowali – powiedział, a jego ton sugerował: A mówiłem ci!– Właśnie o tym rozmawialiśmy – rzekł Fallon.– Mógłbyś poprosić tu Ridera?– Awansowałem na chłopca na posyłki? – spytał Halstead z goryczą.Oczy Fallona zwęziły się.Pospiesznie zaproponowałem:– Sprowadzę go.Nikomu nie przyniosłoby pożytku doprowadzanie atmosfery do stanu wrzenia, a ja nawet chętnie zostałbym gońcem, są ostatecznie gorsze zawody.Zastałem Ridera w trakcie polerowania swojego ukochanego helikoptera.– Fallon zwołuje konferencję – oznajmiłem.– Jesteś proszony.– Zaraz – jeszcze raz musnął go szmatką.Gdy szedł ze mną do baraku, zapytał: – Co jest z tym facetem, Halsteadem?– A o co chodzi?– Próbował posługiwać się mną, więc mu powiedziałem, że pracuję dla pana Fallona, a on zaczął się z tego powodu rzucać.– Taki już jest.Na twoim miejscu nie przejmowałbym się tym.– Wcale się nie przejmuję – powiedział Rider z zamierzoną niefrasobliwością.– On lepiej niech się martwi.Ma duże szansę zarobić w dziób.Położyłem rękę na ramieniu Ridera.– Spokojnie, zaczekaj na swoją kolej.– A więc to tak? – Uśmiechnął się.– W porządku, panie Wheale, stoję w ogonku zaraz za panem.Tylko proszę z tym zbytnio nie zwlekać.Kiedy weszliśmy z Riderem do baraku, wyczuliśmy, że napięcie między Fallonem a Halsteadem było prawie namacalne.Pomyślałem, że może Fallon wściekł się na Halsteada za jego niechętną postawę, był przecież człowiekiem, który lubił mówić prosto z mostu, tym bardziej że Halstead wyglądał na bardziej rozjuszonego niż zwykle.Ale nie odezwał się ani słowem, gdy Fallon oznajmił:– Przejdźmy do następnego etapu.– Która idzie na pierwszy ogień?– To oczywiste – powiedział Fallon.– Mamy wprawdzie cztery możliwe, ale tylko jedną studnię, do której możemy opuścić się z helikoptera.Tę właśnie zbadamy jako pierwszą.– Jak dostaniecie się do pozostałych?– W takich sytuacjach spuszczamy kogoś na linie – wyjaśnił Fallon.– Robiłem to już przedtem.Może kiedyś mógł to robić, ale z dnia na dzień stawał się coraz starszy.– Może ja bym się tym zajął – zaproponowałem.– W jakim niby celu? – Halstead aż prychnął.– Jak sądzisz, co mógłbyś zdziałać na ziemi? Tam będzie potrzebny człowiek z oczami w głowie.Pomijając mało delikatny sposób, w jaki to ujął, Halstead miał rację.Przekonałem się już, jak trudno mi było wypatrzeć budowlę Majów, którą Fallon dostrzegał z taką łatwością.Było bardzo prawdopodobne, że mógłbym przeoczyć coś naprawdę ważnego.Fallon wykonał pospieszny gest.– Ja zejdę lub Paul.A najprawdopodobniej obaj.– Co będzie z numerem dwa, tam jest wyjątkowo trudno – wtrącił Rider z wahaniem.– Zastanowimy się nad tym, jeżeli okaże się to konieczne – odrzekł Fallon.– Zostawmy to na koniec.Kiedy będziesz gotowy do odlotu?– Nawet w tej chwili, panie Fallon.– W takim razie ruszamy.Chodź, Paul.Fallon i Rider wyszli i miałem właśnie pójść za nimi, kiedy zatrzymał mnie Halstead.– Chwileczkę, Wheale, chcę z tobą pogadać.Odwróciłem się.W jego głosie było coś, co zjeżyło mi moje krótkie włosy.Halstead zapinał właśnie pas i poprawiał maczetę u boku.– O co chodzi? – zapytałem.– Tylko tyle – powiedział ostro.– Trzymaj się z daleka od mojej żony.– Co, do diabła, chcesz przez to powiedzieć?– Dokładnie to, co usłyszałeś.Włóczyłeś się za nią jak pies za podnieconą suką.Widziałem was dobrze.W jego głęboko osadzonych oczach czaił się obłęd, a ręce lekko drżały.– To ty wybrałeś określenie, ty nazwałeś ją suką, nie ja.Dłoń Halsteada konwulsyjnie złapała rękojeść maczety, więc powiedziałem ostro:– A teraz posłuchaj mnie, nie tknąłem Katherine ani nie miałem takiego zamiaru, zresztą i tak nie pozwoliłaby mi na nic.Wszystko, co zaszło między nami, nie wykracza poza ogólne normy i ogranicza się do rozmów na koleżeńskiej stopie.A muszę przyznać, że obecnie nie jesteśmy zbyt zaprzyjaźnieni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]