do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krzepki nawet nie spojrza³ w stronê odleg³ego Domu ¯o³nierza,w którym urzêdowa³o Gestapo.Wspomnienie „Aleksandry” i „Boda” wraca³o do niegoco jakiœ czas, a œwiadomoœæ w³asnej bezsilnoœci potêgowa³a wyrzuty sumienia.- Zobacz, Janku! - Wilhelmina o¿ywi³a siê.- Sk¹d ta chmura przed zamkiem?Krzepki zmru¿y³ oczy Od smuk³ej wie¿y zegarowej nadlatywa³ w ich kierunkupotê¿ny siwy tuman.W pierwszej chwili Krzepki pomyœla³, ¿e to atak gazowy.Siwy ob³ok, który niós³ siê z zachodnim wiatrem prosto w ich stronê, okaza³ siêtymczasem chmur¹ kurzu.Na szerokim odcinku ulicy i chodnika przed zamkiem krz¹ta³o siê pó³ setkipolskich robotników z miot³ami.Na rêkawach mieli opaski z liter¹ „p” - byli towiêŸniowie polityczni.Pracowali pod czujnym wzrokiem kilkunastu wartowników.Krzepki przyspieszy³ kroku, ci¹gn¹c za sob¹ dziewczynê.Odniós³ nieprzyjemnewra¿enie, ¿e jeden z mê¿czyzn zamiataj¹cych bruk przyjrza³ mu siê uwa¿niej ni¿pozostali.I ¿e go rozpozna³.- Janek, co siê sta³o? - Wilhelminê zaskoczy³o zachowanie swojego towarzysza.-Janek! Janek, na mi³oœæ bosk¹! Czemu tak pêdzisz, kochany? O co.- Zaraz ci wszystko wyt³umaczê - b¹kn¹³ Krzepki i delikatnie popchn¹³dziewczynê w ulicê Niederwall, dawniej zwan¹ Wa³ami Zygmunta Augusta.Cz³owiek z miot³¹ w d³oni odprowadzi³ ich milcz¹co wzrokiem.Janek i Wilka przebiegli pod rozci¹gniêtym miêdzy gmachem poczty i ksiêgarni¹transparentem z napisem „Dieses Land war immer deutsch” [84 Ten kraj by³ zawszeniemiecki.], potr¹caj¹c grupê nastolatków, prawdopodobnie uczniów niemieckiegogminazjum.Dopiero gdy zamek znikn¹³ za za³omem kamienicy, Krzepki zwolni³ inagle poca³owa³ Wilhelminê.- Wybacz - poprosi³, uœmiechaj¹c siê wreszcie.- Mê¿czyzna, który tak siê namprzygl¹da³, to Leon Wencel, mój przyjaciel ze studiów.Rozpozna³em go.On mnierównie¿.Nie chcia³em, by zrobi³ coœ g³upiego.- Kolega ze studiów? A teraz zamiata ulice jako wiêzieñ?Krzepki nie odpowiedzia³.By³ szczêœliwy, ¿e przyjaciel nie sprawi³ muk³opotów.I nieszczêœliwy, ¿e nie móg³ mu przedstawiæ swojej narzeczonej.Poznañ, Wilhelmstrasse, 15.30Bombkê odszed³ od kiosku z pras¹ stoj¹cego na rogu Wilhelmstrasse iMartinstrasse.W rêce trzyma³ najnowszy numer „Posener Tageblatt”.Po lekturze„Ostdeutscher Beobachter” nabra³ apetytu na wiêcej informacji.Czu³, ¿ezbli¿aj¹ca siê feta w Posen to jego wielka szansa.¯eby j¹ dobrze wykorzystaæ,musia³ wiedzieæ jak najwiêcej o goœciach i o programie Wschodnioniemieckich DniKultury.Najchêtniej usiad³by gdzieœ teraz i pogr¹¿y³ siê w lekturze.Tytu³ na pierwszejstronie a¿ nêci³: œwiêto niemieckiego ducha w posen.Rozejrza³ siê wokó³ w poszukiwaniu ³awki.Nie znalaz³ ¿adnej w zasiêgu wzroku,wiêc powolnym krokiem cz³owieka, który ma du¿o wolnego czasu, ruszy³ popochy³ym chodniku w dó³ Martinstrasse, w stronê Petriplatz, przedwojennegoplacu Œwiêtokrzyskiego.Nie czu³ siê pewnie, bo ci¹gle by³ zawieszony miêdzyœwiatem, który bezpowrotnie przemin¹³, a nowymi czasami.Wkupi³ siê wprawdzie w³aski nazistowskiej w³adzy, ale mia³ wra¿enie, ¿e na razie ledwie ocali³ swoj¹egzystencjê.Informacjê o szykuj¹cym siê œwiêcie potraktowa³ jak cudownezrz¹dzenie losu.A swoj¹ drog¹, jakoœ cicho by³o dotychczas o tak wielkim wydarzeniu.Podrapa³siê zaskoczony w g³owê.W Posen szykuje siê ogromna feta, w drodze byæ mo¿e samGoebbels, a prasa pisze o tym dopiero dwa dni przed zdarzeniem? Wszystko tobardzo dziwne.Jakby chcieli coœ ukryæ!Bombkê doszed³ do miejsca, w którym a¿ osiem ulic schodzi³o siê w jednympunkcie, tworz¹c Petriplatz.Rozpromieni³ siê na widok pustej ³awki schowanej wcieniu akacji.Ju¿ mia³ na niej przysi¹œæ, by przeanalizowaæ artyku³ w gazecie,gdy nagle za plecami us³ysza³ czyjeœ szybkie kroki.Ledwie zd¹¿y³ siê obejrzeæ, a na jego twarz spad³a z³o¿ona damska parasolka.- Ty gnido! - us³ysza³ kobiecy g³os.- Ty kanalio! Przez ciebie aresztowalimojego W³adka! Przez ciebie on teraz gnije w forcie!Chwyci³ kobietê za rêkê, nie pozwalaj¹c siê wiêcej ok³adaæ.Na niewiele siê tozda³o, bo poznanianka splunê³a mu prosto w twarz.- Ty gnido! Odpowiesz za to wszystko! Zobaczysz! - wykrzykiwa³a zuchwale popolsku, wzbudzaj¹c sensacjê wœród spacerowiczów.Dopiero teraz Bombkê rozpozna³ w niej ¿onê W³odzimierza Konkiela, jednego zdyrektorów w przedwojennym magistracie.Konkiel znalaz³ siê na liœcie, któr¹Bombkê przekaza³ Niemcom zaraz po wejœciu Wehrmachtu do Posen.Nigdy siê niezastanawia³, co siê sta³o z osobami, które wskaza³ nowej w³adzy.Najwa¿niejsze,¿e okupanci dali mu wtedy spokój.- Czego siê drzesz, babo?! - Bombkê odzyska³ wigor i bezceremonialnie pchn¹³Konkielow¹ w krzak bzu.- Zamknij mordê, bo zawo³am policjê!- O tak! - zawo³a³a kobieta.- Donosiæ to ty potrafisz, hitlerowski szpiclu!Ludzie! Luuudzie! To szpicel! Szpiceeeel!Nie wiedzieæ czemu, Bombkê nie da³ jej w twarz.Zamiast tego poderwa³ siê dobiegu.Mia³ wra¿enie, ¿e goni¹ go szydercze spojrzenia przechodniów.Jak na z³oœæ nigdzie nie dostrzeg³ policyjnego munduru.Akurat w takim momencie!Zziajany i z³y, skry³ siê w koñcu w jednej z bram na Halbdorfstrasse.Dopierotam siê upewni³, ¿e Konkielow¹ ju¿ mu nie zagrozi.W uszach ci¹gle dzwoni³o mu jedno s³owo: „Szpicel”.Poznañ, Prezydium Policji, chwilê póŸniej- To nie ma sensu - westchn¹³ Otto Weiss.Zmierza³ do celu drog¹ najgorsz¹ zmo¿liwych.Poszukiwanie Kaczmarka na podstawie nêdznych resztek oficjalnychpolskich papierów okaza³o siê przedsiêwziêciem chybionym.Skoro dokumentów jestniewiele, a na dalsze nie ma szans, powinienem zmieniæ podejœcie do œledztwa -postanowi³, stoj¹c w otwartym oknie dawnego gabinetu poznañskiego œledczego.W tym momencie pod gmach Prezydium zajecha³ szeroki mercedes.Wyskoczy³ z niegokierowca w mundurze Gefreitera, by us³u¿nym gestem otworzyæ drzwi przedmê¿czyzn¹ w paradnym uniformie.By³ nim Gregor Langer, szef komórkipolitycznej.Weiss pozna³ go dwa dni temu, gdy przyby³ do Posen.Langerostrzega³ wtedy Weissa, ¿e to trudne zadanie.Inni funkcjonariusze wykazywaliwiêcej urzêdowego optymizmu.Langer machn¹³ d³oni¹ stra¿nikowi w geœcie nazistowskiego pozdrowienia iznikn¹³ w drzwiach gmachu policji.Ciekawe, kiedy zapyta mnie o postêpy w œledztwie - przemknê³o przez g³owêWeissa.Lepiej, ¿eby nie za szybko.Okrêci³ siê na piêcie i wróci³ do biurka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl