do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ch³opak nie odpowiedzia³, ale chyba siê poruszy³.W ka¿dym razie coœ siêporuszy³o.S³ysza³am szelest w odleg³oœci nie wiêkszej niŸli dwadzieœcia stóp.— Goblin.Wyt³umacz mi.— Zostaliœmy oœlepieni.Przez czary.Tak naprawdê tutaj jest œwiat³o.Pracujênad odzyskaniem wzroku.Podaj mi rêkê.Nie roz³¹czajmy siê.Wrona wymamrota³a:— Siostro, siostro.IdŸ prosto przed siebie.Patrz œmia³o.Przejdziesz przezciemnoœæ.— W ci¹gu ostatniego roku jej dykcja poprawi³a siê znacznie.Byæ mo¿ezreszt¹ wp³yw na to mia³a bliskoœæ si³ powoduj¹cych ptakiem.Zaczê³am macaæ wokó³ siebie, znalaz³am Goblina, chwyci³am kurczowo, upuœci³amsztandar, podnios³am go i znowu kurczowo wpi³am siê w ma³ego czarodzieja.— W porz¹dku, jestem gotowa.Wrona wiedzia³a, o czym mówi.Po kilkunastu krokach dotar­liœmy do oœwietlonejjaskini w lodzie.To znaczy, w miarê oœwietlonej.Przyæmione, szarob³êkitneœwiat³o s¹czy³o siê do wnêtrza przez przejrzyste œciany, jakby tu¿ za kilkomastopami lodu w³aœnie by³o samo po³udnie.Znacznie wiêcej blasku roz­tacza³awokó³ siebie kobieta œpi¹ca na katafalku poœrodku wiel­kiej komnaty, jakieœsiedemdziesi¹t stóp od nas.Tobo sta³ w pó³ drogi miêdzy nami a ni¹ i ogl¹da³siê za siebie, ca³kowicie zaskoczony naszym widokiem, nie potrafi¹crównoczeœnie poj¹æ, ani co tu robi, ani gdzie w³aœciwie jest.— Ani kroku, ch³opcze — warkn¹³ Goblin.— Nie wa¿ siênawet g³êbiej odetchn¹æ, póki ci nie powiem, ¿e jest to bezpieczne.Sylwetka postaci na katafalku pozostawa³a nieco rozmyta, jakby spowija³o j¹dr¿¹ce od gor¹ca powietrze.A mimo to wiedzia³am, ¿e mam przed sob¹najpiêkniejsz¹ na ca³ym œwiecie istotê.Wiedzia³am, ¿e kocham j¹ nad ¿ycie, ¿epragnê tylko podbiec do niej i piæ bez tchu z jej cudownych ust.Bia³a wrona kichnê³a mi w ucho.Ca³y nastrój prys³.— No i gdzie my to ju¿ wczeœniej widzieliœmy? — zapyta³ Goblin g³osem wrêczociekaj¹cym sarkazmem.— Ona musi byæ straszliwie s³aba, w przeciwnym raziewydoby³aby z naszych umys³Ã³w coœ znacznie lepszego ni¿ tê star¹ bajkê o Œpi¹cejKrólewnie.Na po³udnie od Morza Udrêk nie ma choæ jednego takiego zamku.— Zamku? Co? Jakiego zamku? — S³owo oznaczaj¹ce za­mek w ogóle nie wystêpuje wtagliañskim czy jaicuriañskim.Tylko dziêki temu, ¿e spêdzi³am mnóstwo czasu,wertuj¹c stare Kroniki, wiedzia³am, i¿ chodzi mu o coœ w rodzaju fortecy.— Wedle tego, co widzê, znajdujemy siê w wie¿y opusz­czonego zamku.Wszêdziedooko³a wij¹ siê bezlistne pn¹cza dzikiej ró¿y.Zalegaj¹ ca³e tony chybapajêczych sieci.W œrodku zaœ piêkna blondynka, spoczywaj¹ca w otwartejtrumnie.A¿ siê prosi, by j¹ ktoœ poca³owa³ i obudzi³ do ¿ycia.Jednak drugiedno tej historii, o którym zazwyczaj siê nie wspomina i z istnienia któregonasza niewdziêczna gospodyni najwyraŸniej nie zdaje sobie sprawy, stanowi fakt,i¿ jêdza z opowieœci niemal¿e na pewno by³a wampirzyc¹.— Ja widzê coœ zupe³nie innego.— Pieczo³owicie, szczegó³ za szczegó³emopisa³am lodow¹ komnatê i spoczywaj¹c¹ poœrodku na katafalku kobietê, która napewno nie by³a blondynk¹.Podczas gdy mówi³am, Goblin rzuci³ wreszcie na Tobosubtelne zaklêcie, które zupe³nie oszo³omi³o ch³opaka tak, ¿e nie by³ w staniesiê poruszyæ.Goblin zapyta³:— Pamiêtasz swoj¹ matkê, Spioszka?— Niejasno przypominam sobie kobietê, która mog³a ni¹ byæ.Umar³a, kiedy by³amma³a.Nikt mi o niej nigdy nie mówi³.— Nie musieliœmy tego przerabiaæ.Tu iteraz by³a robota do wykonania.Mia³am nadziejê, ¿e ton mego g³osu i wyraztwarzy jednoznacznie daj¹ do zrozumienia, co myœlê.— O co chcesz siê za³o¿yæ, ¿e to, co widzisz, jest wyidealizowanym obrazemtwojej matki, na³adowanym dodatkowo mnós­twem prowokuj¹cej seksualnoœci?Nie k³Ã³ci³am siê z nim.Mog³o i tak byæ.On zna³ siê na dzie³ach ciemnoœci.Wci¹¿ jednak powoli sz³am naprzód, póki nie zrówna³am siê z Tobo.— Sk¹d wniosek, ¿e jeœli dostatecznie szybko i zrêcznie j¹ podejœæ, oka¿e siê,i¿ wcale nie ma dobrego kontaktu ze œwiatem zewnêtrznym.— Dwadzieœcia lat temuokaza³o siê ju¿, ¿e Kinie ani myœlenie, ani dzia³anie nie wychodz¹ najlepiej,gdy trzeba poruszaæ siê w czasie rzeczywistym, a najwiêksze sukcesy odnosi,rozci¹gaj¹c swe dzia³ania na ca³e lata.— Ja jestem ju¿ zbyt stary na takiekuszenie, ty zaœ masz w sobie za ma³o erotyzmu i nazbyt niejasn¹ to¿samoœæseksualn¹.— Uœmiechn¹³ siê s³abo.— Nato­miast dzieciak jest akurat wew³aœciwym wieku.Odda³bym palec u stopy albo dwa, ¿eby zobaczyæ to, co onwidzi.Ju¿! — Machn¹³ d³oni¹.Tobo osun¹³ siê na posadzkê bezw³adnie jakszmaciana lalka.— £ap m³otek.Chwyæ go mocno.Nie zbli¿aj siê do niej bardziejniŸli to konieczne.WeŸ Tobo z powrotem do drzwi.— W jego g³osie wyraŸnie by³os³ychaæ œwiadomoœæ staroœci i pustki oraz rozpacz, której nie chcia³ z nikimdzieliæ.— Co siê dzieje, Goblin? Powiedz mi.— By³a to sytuacja, w której nikt niepowinien braæ na siebie ca³ego niebezpieczeñstwa.— Oto stoimy twarz¹ w twarz z wielk¹ manipulatork¹, która od dwudziestu piêciulat wtr¹ca siê w nasze sprawy.Jest bardzo powolna, ale równoczeœnie znaczniebardziej niebezpieczna ni¿ wszystko, co napotkaliœmy dot¹d.— Wiem o tym.— Jednak czu³am tylko uniesienie.Duch we mnie gorza³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl