do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PlakatNIECH SKURWYSYNY ZAMARZN¥ W CIEMNOŒCI, zardzewia³y zlew, blat z ekspresem dokawy i ma³¹ kuchenk¹ mikrofalow¹, zestaw pralka/suszarka.Czêœæ biurowa zbiurkiem, kilkoma starymi szafkami na akta i zegarem do podbijania kart pracyna œcianie.Pêkaty piecyk, szafka na narzêdzia, kilka zardzewia³ych kilofów i³opat rzuconych niedbale w k¹t, kalendarz z blondynk¹ w bikini.Drzwi.Pe³neko³o.¯adnych okien, nawet jednego okienka.Poœwieci³a na pod³ogê, myœl¹cniejasno o ³opatach i kilofach, deski zachodzi³y jednak pod metalowe œcianybaraku, a poza tym istota w ciele Ellen Carver z pewnoœci¹ nie da jej a¿ tyleczasu, ile wymaga³oby zrobienie podkopu.Spróbuj suszarki, Mare.Z pewnoœci¹ sama to powiedzia³a, musia³a sama to powiedzieæ, ale niech j¹diabli, jeœli ten g³os brzmia³ jak jej g³os.a poza tym ta myœl wcale niesprawia³a wra¿enia jej myœli.A zreszt¹ nie mia³a przecie¿ czasu, ¿eby zajmowaæ siê teraz takimi drobiazgami.Niemal podbieg³a do suszarki, nie troszcz¹c siê ju¿ a¿ tak bardzo o to, gdziestawia nogê, tote¿ rozdepta³a kilka paj¹ków.Zapach zgnilizny by³ tu bogatszy,bardziej gêsty; dziwne, bo cia³a znajdowa³y siê przecie¿ po przeciwnej stroniepomieszczenia, no ale.Wielki grzechotnik wystawi³ ³eb z klapy suszarki i zacz¹³ z niej powoliwype³zaæ.To zupe³nie jakby znaleŸæ siê twarz¹ w twarz z najohydniejszymdiab³em z pude³ka - pomyœla³a Mary.G³owa wê¿a ko³ysa³a siê na boki, jegoczarne, paciorkowate oczy kaznodziei wlepione by³y w jej oczy.Maryinstynktownie cofnê³a siê o krok, po czym zmusi³a siê do odrobienia dystansu iwyci¹gniêcia rêki.Co do paj¹ków i skorpionów mog³a siê myliæ, by³a tegodoskonale œwiadoma.Tylko ¿e nawet jeœli ten goœæ oœmieli siê j¹ uk¹siæ, co ztego? Czy œmieræ od uk¹szenia grzechotnika bêdzie gorsza ni¿ ostatnie chwile¿ycia Entragiana, zabijanie ka¿dego, kto wejdzie ci w drogê, dopóki cia³o niewybuchnie jak bomba?W¹¿ otworzy³ pysk, ukazuj¹c zêby jadowe, wielkie i zakrzywione jak ig³y zfiszbinu.Sykn¹³ ostrzegawczo.- Pieprz siê, bracie - poradzi³a Mary.Z³apa³a gada, wyci¹gnê³a z suszarki - mia³ dobrze ponad metr - i rzuci³a przezbarak.Uderzy³a w klapê korpusem latarki; wcale nie pragnê³a bardziejbezpoœrednio zetkn¹æ siê z niczym, co jeszcze mo¿e kryæ siê w suszarce, a potemodsunê³a j¹ od œciany.Rozleg³o siê suche pyk - to pleciona plastikowa ruraodprowadzaj¹ca ciep³o oderwa³a siê od dziury w œcianie.Paj¹ki - dziesi¹tkipaj¹ków - prysnê³y spod urz¹dzenia na wszystkie strony œwiata.Pochyli³a siê i przyjrza³a otworowi.Mia³ jakieœ szeœædziesi¹t centymetrówœrednicy, by³ zbyt ma³y, by siê przez niego przecisn¹æ, ale œciana wokó³wygl¹da³a na mocno skorodowan¹ i.Jeszcze raz przesz³a przez barak, tym razem rozgniataj¹c jakiegoœ skorpiona -chrrrup - i kopniakiem usuwaj¹c sobie z drogi szczura, kryj¹cego siê do tejpory za cia³ami i prawdopodobnie po¿ywiaj¹cego siê którymœ z nich.Wziê³akilof, wróci³a pod dziurê, po czym jeszcze trochê odsunê³a suszarkê, by zrobiæsobie wiêcej miejsca do pracy.Zapach rozk³adu by³ teraz jeszcze silniejszy,ale nie zwraca³a ju¿ na to uwagi.Krótsze ramiê kilofa wsadzi³a w otwór,szarpnê³a trzonek w górê i a¿ cicho krzyknê³a z radoœci, bo wyry³ w blasze pasniemal pó³metrowej d³ugoœci.Pospiesz siê, Mary! Pospiesz siê!Otar³a pot z czo³a, wetknê³a kilof w szczelinê u jej koñca i jeszcze razszarpnê³a za trzonek.Kilof przed³u¿y³ szczelinê, a potem wyskoczy³ z niej takgwa³townie, ¿e Mary puœci³a narzêdzie i upad³a na wznak.Poczu³a, jak plecamirozgniata kolejne paj¹ki, szczur zaœ, którego kopnê³a przedtem - lub byæ mo¿ejakiœ jego krewny - z piskiem wdrapa³ siê na jej szyjê.W¹sami po³askota³ j¹ wpodbródek.- Odpieprz siê! - wrzasnê³a, zrzucaj¹c go z siebie.Wsta³a, zdjê³a latarkê z suszarki, umieœci³a j¹ pod lew¹ pach¹, pochyli³a siê ipodwinê³a blachê z obu stron wyrytej wczeœniej szczeliny.Dziura wygl¹da³a na wystarczaj¹co du¿¹.Zaledwie wystarczaj¹co.- Dziêki ci, Bo¿e - powiedzia³a Mary.- Zostañ ze mn¹ jeszcze przez chwilê,dobra? A jeœli mnie przez to przeprowadzisz, to obiecujê ci, ¿e pozostanê wkontakcie.Opad³a na kolana i wyjrza³a na œwiat.Smród by³ teraz tak straszny, ¿e zaczê³asiê d³awiæ.Poœwieci³a latark¹, na zewn¹trz i w dó³.- Bo¿e! - wrzasnê³a wysokim, zdyszanym g³osem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl