[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziano mi, że przybywa pan z Anglii - ode-zwał się Paul Ferraris.- Najpierw byłem w Paryżu, sir.Tam przeczytałem w gazetach o pana sukcesie tu, w Wiedniu.I wiedziałem już, gdzie pana szukać.- W gazetach! Cieszę się, że znowu o mnie piszą.- Niezwykle pochlebnie - dodał pan Shephard.- Przyjechałem, by poinformować pana o śmierci pańskiego dziadka.Paul Ferraris spojrzał na niego zdumiony.- Dobry Boże! Sądziłem, że mój dziadek nie żyje od lat!- Jego lordowska mość cieszył się wspaniałym zdrowiem.Jego śmierć sześć miesięcy temu zaskoczyła wszystkich.- Mój dziadek! - powtórzył Paul Ferraris.- Prawie go nie pamiętam!Po chwili milczenia pan Shephard powiedział:- Sądzę, że domyśla się pan, sir, iż odziedziczył pan tytuł i jest teraz czwartym markizem Charleton!Jego słowa spadły na wszystkich jak grom.Przez moment patrzyli na niego osłupiali.W końcu Ferraris odezwał się zduszonym głosem:- A mój ojciec?- Jego lordowska mość umarł rok temu.Niestety, podczas okupacji Francji nie udało mi się z panem skontaktować.- Przecież był on młodszym synem - wykrztusił ojciec.- Pana stryj zginął w Egipcie przed paroma laty, wtedy ojciec pana odziedziczył tytuł.Jednak z nieznanych mi powodów nie próbował się porozumieć z panem.- To mnie nie dziwi - odparł Ferraris oschle.- Nigdy nie darował mi tego, że opuściłem Anglię i zamieszkałem u moich austriackich krewnych.- Wyjaśniam, milordzie, że nie mogliśmy działać, nie mając żadnych poleceń.- Oczywiście, rozumiem to.Znowu nastała cisza, którą przerwał zakłopotany pan Shephard:- Zarówno moi wspólnicy, jak i ja osobiście mamy nadzieję, milordzie, że przybędzie pan do Anglii, gdy tylko zdrowie panu pozwoli.Czeka tam bardzo wiele spraw nie cierpiących zwłoki.Zamilkł i jakby chcąc uniknąć niedomówień, powiedział bardzo powoli i z rozwagą:- Prócz rodzinnego majątku w Hampshire, domu w Charleton i kilku innych posiadłości zakupionych przez pana dziadka, pozostała ogromna suma pieniędzy.Ciszę, która zapadła, pan Shephard przerwał już pewniejszym głosem:- Jeśli wolno mi prosić, chciałbym teraz, po uciążliwej podróży, odpocząć i zjeść posiłek.Przywiozłem ze sobą dokumenty, w których wasza lordowska mość znajdzie wszystkie niezbędne informacje.- Tak, tak, naturalnie!W głosie ojca Gizela usłyszała coś nowego: pewność siebie.Przypomniała sobie, że matka już dawno dostrzegała w ojcu charakterystyczne cechy Anglika.W to co się stało, trudno było uwierzyć.Gizela była tak oszołomiona, że bała się wypuścić rękę z uścisku Miklosa.Pan Shephard ukłonił się dostojnie i wyszedł.Wtedy odezwał się Miklos:- Niech mi będzie wolno pierwszemu pogratulować, lordzie markizie.Zanim wyjedzie pan do Anglii na inspekcję swoich posiadłości, mam zaszczyt zaprosić Pana na Węgry, na ślub pańskiej córki.Wydawało się, że Ferraris z wrażenia stracił mowę.nagle wybuchnął radosnym śmiechem.- Jest to z pewnością dzień niespodzianek! I ja także mam wesołą nowinę.Z przyjemnością zezwalam Gizeli na ślub z tobą, Miklosu, jeśli pozwolisz mi przyjechać w towarzystwie mojej żony!Mówiąc to nowy markiz Charleton spojrzał na lady Milford i z atencją uniósł jej dłoń do ust.Gizela wydała okrzyk radości i płacząc ze szczęścia podbiegła, aby ich objąć.ROZDZIAŁ 7Możemy już wyjść, moja kochana - powiedział Miklos cichym głosem.Gizela, która wciąż obserwowała Cyganów, zachwycona ich tańcem, odwróciła głowę.Jej serce zamarło na chwilę ze szczęścia, gdy patrzyła na męża, ale pod jego spojrzeniem zaczęło znowu bić w jej piersiach jak szalone: nie istniało nic oprócz Miklosa.Nigdy nie przypuszczała, że przeżyje coś tak wspaniałego jak ich ślub.Zachwycona wszystkim dokoła, nie miała pojęcia, jak pięknie wygląda ona sama.Kiedy szła przejściem między ławkami w pałacowej kaplicy, wsparta na ramieniu ojca, Miklos miał wrażenie, że widzi rusałkę z jakiegoś zaczarowanego świata - z tym realnym nie mającą nic wspólnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]