do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Owszem.- Nie.Załamałam się tylko i rozpłakałam.- Zrozumiałem przesłanie.- Ale nie wyraziłam tego słowami, chociaż powinnam.Dziękuję, Tierney.- Nie ma za co.- Spoglądał na nią przez chwilę, zanim odwrócił się i podszedł do krzesła, na którym wisiała jego kurtka.- Utykasz gorzej niż wczoraj.- Tak, wiem.Skręciłem kostkę w drodze do samochodu.Dobrze, że nie złamałem.- Co się stało?- Nie widziałem, gdzie stąpam, i.- machnął ręką, zbywając pytanie.- Nic mi nie będzie.- Lekarstwa były na podłodze, tak? - spytała, wskazując na jedwabną kosmetyczkę na stoliku.Tierney opowiedział jej, jak dotarł wreszcie do samochodu, kiedy już niemal stracił nadzieję.- Cały był oblodzony, a z wierzchu pokryty śniegiem.Nie wierzyłem, że uda mi się otworzyć drzwi.Mimo to osiągnął cel.Najtrudniej było oprzeć się pokusie odpoczynku.Wiedział, że jeśli ulegnie, na pewno zaśnie i zamarznie na śmierć.- Kiedy wsiadłem do samochodu, pozwoliłem sobie na pół minuty relaksu, żeby złapać oddech, a potem zabrałem się do roboty.Trzeba było wsunąć rękę w zaledwie kilkunastocentymetrową szczelinę pomiędzy roztrzaskaną deską rozdzielczą a siedzeniem pasażera.- Musiał sięgnąć do samego końca, zanim wreszcie wyczuł opuszkami jedwabny woreczek.- Złapałem materiał między dwa palce - zademonstrował, jak udało mu się chwycić kosmetyczkę.- Bałem się, że popchnę ją do przodu, poza zasięg ręki, ale na szczęście się udało.- A potem wróciłeś tutaj.Ze wstrząsem mózgu i zwichniętą kostką.- Najważniejsze, że dotarłem na czas.- Spojrzał na kominek.- Muszę przynieść jak najwięcej drewna, zanim zapadnie noc.- Zamierzasz wyjść bez butów? - spytała, widząc, że Tierney włożył kurtkę i rusza na bosaka w kierunku wyjścia.- To potrwa tylko chwilę.Wyszedł na ganek i szybko zamknął za sobą drzwi.Lilly otworzyła je i przytrzymała, gdy wrócił z naręczem polan.- Dzięki.- Ułożył drewno przy kominku.- Widziałem wiadomość, jaką zostawiłaś na szafce w kuchni.Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc milczała.Tierney wyprostował się i spojrzał na nią.- Nie jesteś jedyną osobą, która tak sądzi.Udało mi się uruchomić silnik w twoim samochodzie.Włączyłem radio, miałem nadzieję, że usłyszę prognozę pogody.Lilly przeczuwała, co za chwilę usłyszy.- FBI mnie poszukuje.- Minął ją, znowu zdążając na ganek.- Najwyraźniej jedna z twoich wiadomości dotarła jednak do Dutcha.- Zatrzasnął za sobą drzwi.Opadła na kanapę, czując dreszcze.Nie wiedziała tylko, czy to z ulgi, czy z przerażenia.Jeżeli Tierney był Chabrem, była to świetna wiadomość.Jeżeli nie, skazała niewinnego człowieka.Tierney raz jeszcze wszedł do środka, obsypany śniegiem.Niósł kolejne naręcze polan.- Przepowiadają, że jutro przestanie padać.Temperatura utrzyma się poniżej zera, ale warunki mają się zdecydowanie poprawić.- Zaczął układać polana na stosie.Przemawiał beztroskim, spokojnym tonem.- Drogi będą nieprzejezdne przez wiele dni, ale jeżeli nam się poszczęści, pomoc nadejdzie jutro.- Tierney.- Nadal jednak musimy tu spędzić noc - ciągnął, przerywając jej bezpardonowo.Odwrócił się do niej, otrzepując dłonie.- Zapewne dla ciebie to nie najmilsza perspektywa.- Wskazał na plecak, leżący pod stolikiem.- Wiesz, gdzie trzymam pistolet i kajdanki, jeżeli będziesz ich potrzebowała.Teraz masz już swoje lekarstwa i zapas drewna, więc poradzisz sobie, dopóki nie przybędzie pomoc.- Zamierzasz odejść? - Zaskoczył ją własny strach, że on znowu odejdzie.Tierney parsknął gorzkim śmiechem.- Chciałbym, ale nie zrobię tego.Teraz, kiedy podano w radiu moje nazwisko, każdy miejscowy zawadiaka z bronią będzie usiłował mnie ustrzelić.Moja skóra stanie się sezonowym trofeum, a w moim stanie będę nader łatwą ofiarą.Nie.Dopóki czegoś nie zjem i nie wypocznę, będziesz musiała znosić moje towarzystwo.Nie chcę jednak, żebyś kuliła się ze strachu za każdym razem, kiedy się do ciebie zbliżę.Dlatego jeżeli chcesz mnie z powrotem przykuć do łóżka, nie będę się bronił.Z niechęcią, ale zgodzę się na niewolę.Lilly pochyliła głowę i utkwiła wzrok w podłodze.Spojrzała na swoje stopy, otulone skarpetkami, potem na jego nagie stopy, wystające spod przemoczonych nogawek.Nie namyślała się długo.- To nie będzie konieczne, Tierney.- Już się mnie nie boisz? Spojrzała na niego.- Jeżeli byłbyś Chabrem, nie wróciłbyś tutaj.- Lilly, czy nie rozumiesz, że musiałbym wrócić, dla swojego własnego dobra? Pozostając na zewnątrz, nie przeżyłbym.- Nie musiałeś mnie jednak ratować.Chaber pozwoliłby mi umrzeć.- A jaki w tym zysk? Obserwowanie, jak umierasz to przecież nie to samo, co odebranie ci życia.Ani trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl