do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz dwa elementy tej wszystkości były znajome.W tamtej nieuchwytnej, innej egzystencji – och, jak trudno wspominać, śnić w śnieniu – w tamtej egzystencji związanej z piaszczystą plażą i szarym deszczem (Szarym? To musiało być coś zupełnie niepodobnego do zieleni, bo zieleń nie ma podobieństw), tam w owej egzystencji znajdował się wielki pikujący ptak i wielka bestia wyłaniająca się z morza.i one przeszły przez.mamidło i były tutaj w tym samym ozieleniałym zachwycie.Żywioł wokół nich przepojony był pewnością, że tu jest miejsce dla wszystkiego – by wzrastało i rozwijało się bez waśni, bez końca, jeśli trzeba; dla brzunio-brzucha, ptaka czy potwora.I Gren wiedział, że innych kierowano do mamidła w inny sposób.Nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, bo tu była sama słodycz istnienia, po prostu istnienia w tym nie wymagającym wysiłku wiecznym locie – tańcu – śpiewie, ponad czasem i miarą, i zmartwieniem.Liczyło się jedynie to, aby wzrastać zielono i dobrze.Jednak zostawał jakoś w tyle za innymi! Jego pierwszy impet zamierał.Był tu pewien niepokój, nawet tutaj, i wymiar miał pewne znaczenie nawet tutaj, inaczej nie zostałby w tyle.Nie oglądaliby się, przywołując go z uśmiechem ptak, bestia, brzunio – brzuchy, zarodniki, nasiona, szczęśliwe zieleniejące rzeczy nie wirowałyby, zapełniając rosnący między nim a jego towarzyszami dystans.Nie podążałby teraz z płaczem za nimi, tracąc wszystko.Och, tracąc całe to nagle drogie i jasne, i niewyobrażalnie życiodajne miejsce.Nie uświadamiałby sobie na nowo strachu, ostatniej beznadziejnej próby odzyskania raju, odwrotu zieleni, ogarniającego go zamętu i wreszcie oczu, miliona oczu, a wszystkie mówiły „Nie” i spychały go w dawne miejsce.Z powrotem był w grocie, rozciągnięty na stratowanym piachu w pozycji nieudolnie naśladującej fruwanie.Był sam.Milion kamiennych oczu zamknęło się wokół niego ze wzgardą, a zielona muzyka ucichła w jego mózgu.Był po dwakroć sam, gdyż skalna wieża wycofała z groty swoją obecność.Ciągle padał deszcz.Wiedział, że bezkresna wieczność, w czasie której przebywał daleko, trwała zaledwie przez mgnienie czasu.Czas.czymkolwiek był.może po prostu subiektywnym zjawiskiem, mechanizmem w krwiobiegu człowieczym, na który nie zapadają rośliny.Gren usiadł, poruszony własnymi myślami.– Grzybie – wyszeptał.– Jestem tutaj.Zapadła dłuższa cisza.Wreszcie bez ponaglania grzybi mózg przemówił:– Ty masz rozum, Gren – zabrzęczał.– Więc wieża nie przyjmie ciebie.nas.Brzunio-brzuchy są prawie tak bezrozumni jak morskie stworzenie czy ptak; oni zostali przyjęci.Co jest teraz dla nas mamidłem, dla nich stanowi rzeczywistość.Oni zostali przyjęci.Znów cisza.– Przyjęci dokąd? – zapytał Gren.– To było takie piękne.Smardz nie odpowiedział wprost.– Ten wiek jest długą epoką roślinności – zaczął.– Wyrosła ona zielenią na Ziemi, rozkrzewiła się i rozpleniła bez udziału myśli.Przybrała wiele form i eksploatuje wiele środowisk, od dawna wypełniony został każdy ekologicznie przydatny zakątek.Ziemia jest potwornie przepełniona, bardziej niż kiedykolwiek w wiekach wcześniejszych.Wszędzie rośliny.wszystkie pomysłowo, bezmyślnie wysiewają się i rozmnażają, podwajają zamęt, zaostrzają palący problem znalezienia choćby szczeliny dla jeszcze jednego źdźbła trawy, aby miało gdzie wyrosnąć.Kiedy twój odległy przodek, człowiek, był panem tej planety, miał sposoby na przepełnioną grządkę w swym ogrodzie.Przesadzał , albo pielił.Obecnie natura w jakiś sposób zastąpiła go swoim własnym ogrodnikiem.Skały uformowały się w przesadniki.Prawdopodobnie takie stacje jak ta znajdują się wszędzie wzdłuż wybrzeża.stacje, w których każde bezmózgie stworzenie zostanie przyjęte w celu dalszego przekazania.stacje, w których można przesadzać rośliny.– Dokąd przesadzać? – nie wytrzymał Gren.– Gdzie jest to miejsce?Coś przypominającego westchnienie poszybowało nawami jego umysłu.– Czyż nie widzisz, że to są tylko moje domysły, Gren? Od kiedy połączyłem z tobą swoje siły, stałem się po części człowiekiem.Któż zna światy osiągalne dla odmiennych form życia? Słońce oznacza co innego dla ciebie, a co innego dla kwiatów.Morze jest dla nas okropne, a dla owego morskiego potwora, którego widzieliśmy.Nie znajdziemy ani słów, ani myśli, by opisać, dokąd zmierzaliśmy; skąd mamy je wziąć, kiedy wszystko było tak jawnie produktem.nie rozumujących procesów.Gren podniósł się chwiejnie na nogi.– Zbiera mi się na wymioty – powiedział i wytoczył się z jaskini.– By pojąć inne wymiary, inne formy istnienia.– ciągnął smardz.– Zamknij się, na miłość boską! – krzyknął Gren [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl