[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spróbuj - zachęcała mnie Ingrid.- Nagle przestałam być głodna, dziękuję - odparłam.- Więc o co chodzi z tą umową? - spytałam.- Trochę się spieszę.Carina przełknęła, popiła wodą i w końcu się odezwała:- Chcę, żebyś mnie udawała.Tylko przez jeden dzień.Żebym mogła pójść na koncert.No wiesz, jak w tym filmie Dave.Nie miałam pojęcia, o czym mówi.- To mój pomysł - stwierdziła z dumą Ingrid.Na chwilę zapadła cisza, a ja patrzyłam to na Carinę, to na Ingrid.A potem wybuchnęłam śmiechem.- Wy to jesteście dobre! - wykrzyknęłam, sięgając po wodę.- To poważna sprawa - stwierdziła oschle Carina.- Muszę iść na ten koncert.- No to idź - odparłam.- Co cię powstrzymuje? - Z tego, co widziałam, ta dziewczyna może robić, co chce.- Wszystko! Wszystko mnie powstrzymuje - wybuchnęła księżniczka tonem małego dziecka.Roześmiałabym się, gdyby nie to, że naprawdę się zdenerwowała.- Posłuchaj, Julio - wtrąciła się Ingrid.- Koncert Toadmuf-finów jest w tę sobotę, a Carina ma się tam spotkać z kimś znajomym.Jednak jej rodzice nalegają, aby tego popołudnia złożyła wizytę w szpitalu, a wieczorem poszła na bal do ambasady.Chcemy tylko, żebyś zastąpiła ją na dwadzieścia cztery godziny.- Aha, jasne - powiedziałam, śmiejąc się.- Kto was do tego namówił?- Nikt, przysięgam - odpowiedziała Ingrid.- Jesteśmy śmiertelnie poważne.No dobra.Teraz ja zgłupiałam.To, co proponowały mi te dziewczyny, było nieprawdopodobne, prawda? Może i jesteśmy z Cariną odrobinę do siebie podobne, ale w żadnym wypadku ja nie mogą być nią.Ludzie natychmiast zauważą różnicę.Poza tym straszna ze mnie fajtłapa.Nie jestem w stanie przeżyć nawet jednego dnia, nie niszcząc sobie ubrania.Nie mam nawet pojęcia, co się robi na balu w ambasadzie, nie mówiąc już o tym, co się mówi i co się wkłada.No i ja na parkiecie? Nic z tego.Rozszyfrowano by mnie w pięć sekund.- Myślę, że prosicie o to niewłaściwą osobę.- Zaczęłam wstawać od stołu.Kolana miałam jak z waty.Sama myśl o odgrywaniu księżniczki przez jeden dzień przyprawiała mnie o mdłości.Nic z tego nie wyjdzie.Wyjdę na idiotkę, jeśli spróbuję.Wstałam i złapałam plecak.To jest dziwaczny pomysł, trochę za dziwaczny jak na mój gust.- Zapłacimy ci - krzyknęła Ingrid.Zamarłam w pół kroku.- Dlaczego uważasz, że zrobię to za pieniądze?- To, że się zatrzymałaś, kiedy to powiedziałam, jest pewną podpowiedzią - odparła Ingrid.Miałam wrażenie, że eksploduję, ale odwróciłam się, żeby spojrzeć jej w twarz.- Kiedy powiedziałaś o zapłacie, ile.- Dziesięć tysięcy dolarów - odpowiedziała wprost Carina.- Amerykańskich.Opadłam na poduszkę.Nie byłam w stanie ustać.Dziesięć tysięcy dolarów? Czy one żartują? Czy one mają pojęcie, ile znaczą takie pieniądze dla mnie i mojej mamy?- Tylko pomyśl - Ingrid pochyliła się ku mnie - możesz przez jeden dzień być księżniczką.Trochę cię odmienimy i będziesz nosiła jej ubrania.Nawet ja tego nie mogę!Ledwo słyszałam, co mówi.Dziesięć tysięcy dolarów.Dziesięć tysięcy dolarów.Zaczęłam przeliczać w myślach.Mogłabym zapłacić czynsz za rok z góry, mama mogłaby mniej pracować.A ja.Zaczynałam dawać się wciągnąć Nieuprzejmej Księżniczce i jej przybocznej, Pannie Bezczelnej.Tak łatwo mnie rozgryźć? Jestem tak ewidentnie.w potrzebie, iż pomyślały, że mogą po prostu mnie kupić i zrobić ze mną, co chcą?Bądź Cariną, żeby biedna bogaczka mogła się trochę pobun-tować.W końcu mam swoją dumę.- Nie wierzę wam.Myślicie, że pieniądze pozwalają wam robić z ludźmi, co chcecie?Odwróciłam się do Cariny i spiorunowałam ją wzrokiem.- Biedna mała księżniczka - rzuciłam sarkastycznie i znowu złapałam plecak.- Możesz mieć wszystko na świecie i jeszcze ci mało? Tak strasznie mi cię żal, że musisz iść na bal.Boże! Wynoszę się stąd.Zaczęłam się odwracać, ale Ingrid złapała mnie za plecak i wsunęła do kieszonki wizytówkę.- Gdybyś zmieniła zdanie.- powiedziała ze spokojnym uśmiechem.Jęknęłam i wyszłam z restauracji.Poprosiłam P.B.o wyjęcie roweru, mówiąc „proszę” i wszystkie takie tam.Gdy odjeżdżałam, miałam w oczach łzy.Nie wiem, czy to łzy upokorzenia, czy żalu.Dziesięć tysięcy dolarów.Właśnie zrezygnowałam z dziesięciu tysięcy dolarów.Ale co miałam zrobić? Ktoś musiał powiedzieć tym dziewczynom, że nie mogą tak po prostu szastać pieniędzmi i kupować ludzi.Nie mogą mieć wszystkiego, czego zapragną, a już na pewno nie mnie.Póki żyję, nigdy nie wezmę niczego od Cariny i Ingrid.Dopiero w połowie drogi do biura Take Five Lighting zdałam sobie sprawę, że nadal mam na sobie kaszmirowy sweter i że do moich spoconych pleców przykleja się metka z ceną pięciuset dolarów.Dostaniesz tę pracę, przyniesiesz do domu czek i wszystko będzie dobrze, powiedziałam sobie, gdy siedziałam w poczekalni firmy.Nie potrzebujesz tych ich kretyńskich pieniędzy.Oczywiście to, co zobaczyłam, nie zachęciło mnie do podjęcia pracy.Biurko recepcjonistki było zawalone papierami i otoczone kartonami, z których wysypywały się dokumenty.Między wieżami z pudełek biegły tak wąskie ścieżki, że ledwo można było się przecisnąć.Siedziałam na starej pomarańczowej kanapie obok lampy, zwiędłego kwiatka w doniczce i czegoś, co wyglądało jak gnijący owoc na półmisku.Nie pachniało zbyt przyjemnie.W końcu drzwi do sąsiedniego pokoju otworzyły się i mężczyzna wyglądający na wycieńczonego, uczesany „na pożyczkę”, wysunął głowę, wrzeszcząc:- Julia Johnson!Zerwałam się i weszłam do jego pokoju, a on zamknął za mną drzwi.- Proszę usiąść - machnął do mnie trzymaną w ręku teczką.Rozejrzałam się, ale nie zauważyłam żadnego krzesła, tylko kolejne kartony.W końcu oparłam się o szafkę na akta, mając nadzieję, że facet nie zauważy, że stoję.Chciałam, żeby wszystko poszło jak najlepiej.Wszystko musi pójść jak najlepiej.- Dobra - rzucił mężczyzna, siadając za biurkiem.- Potrzebujemy pomocy w przeprowadzce do większego biura, na drugim końcu miasta.Ktoś musi przeorganizować akta.To będzie kawał roboty.- Nie boję się ciężkiej pracy - odparłam z przyklejonym uśmiechem.- Dobrze.To mi się podoba w dziewczynach - stwierdził facet, obrzucając mnie wzrokiem od stóp do głów w sposób, od którego przeszły mnie ciarki.Nagle zdałam sobie sprawę, że nawet mi się nie przedstawił i nikt nie wie, gdzie jestem.Bardzo mądre, jak na dziewczynę ze średnią pięć zero.- Dobra, przez pierwszych kilka tygodni będziemy pracowali dłużej - zapowiedział, przesuwając po biurku papiery.- To jakiś problem?Z trudem przełknęłam ślinę i próbowałam utrzymać uśmiech:- O ile dłużej?- Och, będziesz musiała tu posiedzieć do dziesiątej, wpół do jedenastej - odparł, jakby nigdy nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]