do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy ona miała coś na sobie? Nic dziwnego, że wezwali policję.– O mój Boże! – wykrzyknął z przerażeniem.– Lyn, to nie było tak!– To dlaczego wszyscy o tym mówią? Usłyszałam o tym dziś rano, przy śniadaniu.Przy sąsiednim stoliku siedzieli jacyś Amerykanie.powinieneś ich słyszeć.To było takie.obrzydliwe!Wybuchnęła płaczem.Denison pospiesznie rozejrzał się po barze, a potem położył dłoń na ręce Lyn.– To nie było tak, wyjaśnię ci.I opowiedział jej, pomijając wszystkie ważne szczegóły, które tylko skomplikowałyby sprawę.Przerwał tylko raz, gdy zjawił się kelner z martini, a potem bez przeszkód dokończył opowieść.Dziewczyna otarła oczy chusteczką i prychnęła:– Akurat wierzę!– Jeżeli nie mnie, to może uwierzysz policji? – zapytał z rozgoryczeniem.– Miałem ich na głowie cały ranek.– A dlaczego Diana powiedziała mi, że wychodzicie razem?– To najlepsze, co mogła zrobić.Nie chciała, żebyś się martwiła.Co zaś do waszej kłótni, słyszałem fragment nagrany na taśmę.Wyjaśnił jej to i rzekł:– Teraz taśmę ma policja.Lyn przeraziła się.– To znaczy, że wszyscy słuchają tej kłótni?– Wszyscy oprócz mnie – rzucił sucho Denison.– Masz swoje martini.Przyszło jej do głowy coś innego.– Przecież mógł zrobić ci krzywdę, mógł cię zabić!– Jednak nie zabił i wszystko jest w porządku.– Kto to mógł być?– Sądzę, że pod pewnymi względami jestem niezwykle ważnym człowiekiem – odparł ze znużeniem.– Powiedziałem ci wczoraj, że nie paplę o mojej pracy.Ktoś potrzebował informacji i podjął bezpośrednie działania.Wyprostowała ramiona i spojrzała na niego błyszczącymi oczami.– Ale nie uzyskał ich.Brutalnie podciął skrzydła rodzącemu się kultowi bohatera.– Jeżeli zaś chodzi o Dianę Hansen, nic nas nie łączy, a przynajmniej nie to, co myślisz.Jednak nawet gdyby było inaczej, nie powinno cię to obchodzić.Zachowałaś się jak urażona małżonka, a nie córka.Blask zgasł.Lyn lekko skuliła ramiona i spojrzała w swoje martini.Nagle podniosła je i wypiła jednym haustem.Zatkało ją i zakrztusiła się lekko, zanim odstawiła kieliszek.Denison uśmiechnął się.– Czy teraz czujesz się lepiej?– Przepraszam – szepnęła żałośnie.– W porządku.Nic się nie stało.Chodźmy na spacer.Skinął na kelnera, zapłacił rachunek i wstając od stołu, zerknął na drugi koniec baru, gdzie zobaczył robiącego to samo Armstronga.Posiadanie własnej obstawy wyraźnie poprawia samopoczucie.Wyszli z baru do holu.Kiedy zbliżali się do wyjścia, wszedł obładowany bagażem portier, a za nim tęga postać.– Spójrz, kto tu jest, Lucy! – zahuczał głos.– To Harry Meyrick.– O, do diabła! – syknął Denison, ale nie było już odwrotu.– Kto to?– Przedstawię was sobie – rzekł ponuro do Lyn.– Cześć, Harry! – wrzasnął Kidder, idąc z wyciągniętą ręką przez hol.– Milo cię widzieć, wiesz.– Cześć, Jack – odparł bez entuzjazmu i pozwolił zmiażdżyć sobie palce.– Świat jest mały – stwierdził odkrywczo Kidder.– To samo mówiłem Lucy wtedy, gdy w Sztokholmie wpadliśmy na Williamsonów.Pamiętasz Williamsonów?– Oczywiście.– Chyba wszyscy wybraliśmy się na objazd Skandynawii, co? Nie zdziwiłbym się, gdyby Williamsonowie też się tu zjawili.Czy nie byłoby wspaniale?– Wspaniale! – zgodził się Denison.Lucy Kidder wyłoniła się zza pleców męża.– O, Harry, miło mi cię widzieć.Czy Jack mówił ci, że spotkaliśmy w Sztokholmie Williamsonów?– Tak, mówił.– Jaki świat jest mały – powtórzyła za mężem Lucy Kidder.– Bardzo mały – przytaknął Jack.– Gdyby dotarli tu Williamsonowie i ta twoja miła przyjaciółka, Diana Hansen, moglibyśmy urządzić partyjkę pokera.Ta dziewczyna to ostry gracz.– Diana Hansen? – wtrąciła Lyn.– No, ona tu jest.Twarz Kiddera promieniała zdziwieniem i zadowoleniem.– Czy to nie cudownie? Może uda mi się odegrać trochę mojej forsy, Lucy.– Raczej stracić, to bardziej prawdopodobne – odparła cierpko.– Jack naprawdę wierzy, że umie grać w pokera.– Daj spokój, mamusiu – powiedział dobrodusznie.– Nie bij starego.Przyjrzał się Lyn.– A kim jest ta młoda dama?– Przepraszam – rzekł Denison.– Jack Kidder, moja córka, Lyn, Lucy Kidder.Uścisnęli sobie ręce.– Nie przyznałeś się, że masz córkę, Harry.A już na pewno nie mówiłeś, że jest taka piękna.Gdzie ją ukrywałeś?– Lyn była na uniwersytecie – wyjaśnił Denison.– Teraz ma wakacje.Lucy przerwała im.– Nie chcę wam przeszkadzać, Jack, ale chyba musimy się zameldować.Recepcjonista czeka.– Jasne – rzekł Kidder.– Zobaczymy się jeszcze, Harry.Powiedz Dianie, żeby otworzyła talię kart, zagramy w pokera.– Powiem – obiecał Denison i wziąwszy Lyn pod rękę, wymaszerował z hotelu.Pod nosem dodał: – Prędzej padnę trupem.– Kto to był? – spytała Lyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl