do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będę dalej udawał pułkownika, a Sam – mojego sierżanta.Poprowadzimy Langa w kierunku mostu, a gdy zajdziemy dostatecznie daleko, podbiegniemy do ciągnika.Sam gdzieś się ukryje i zaczeka na was, o ile jeszcze nie będziecie na miejscu.Był to zuchwały plan, ale mógł się powieść.– Zwrócicie na siebie uwagę – stwierdził Wingstead.– No cóż, przyznaję, że jest pewne ryzyko.Ale uda nam się chyba dotrzeć do ciągnika.Kiedy tylko zaczniemy biec, odpalicie rakietę i Sadiq nie pozwoli tym facetom zastanawiać się nad czymkolwiek.Możliwie najciszej zabarykadowaliśmy belami bawełny wejście od frontu, szykując się do opuszczenia magazynu.Otworzyłem ostrożnie tylne drzwi i wyjrzałem na zewnątrz.Świecił księżyc, co powinno pomóc później McGrathowi podczas jazdy ciągnikiem.Nic nie zakłócało spokoju nocy.Wyszliśmy, uważnie się rozglądając.Okrążywszy magazyn, zobaczyliśmy ogniska w obozie rebeliantów i jaśniejsze światła wokół platformy.Dostrzegłem w jej pobliżu żołnierzy, nie było ich jednak wielu.W drodze na most, zgodnie z naszymi przewidywaniami, nie brakowało osłoniętych miejsc.– W porządku, Mick – szepnąłem.– Ruszaj!Oddalaliśmy się od magazynu zgodnie z planem.McGrath i jego grupa szli przodem: najpierw Lang, z przytkniętą do pleców lufą automatu, a za nim Wilson w naciągniętej na oczy czapce sierżanta.McGrath trzymał w ręku strzelbę.Wyglądało to dość przekonywająco.Nie przyspieszałem kroku, aby nie wychodzić za bardzo przed Micka.Pozostali ludzie minęli mnie, idąc do przodu.Maszerujący byli niemal naprzeciwko platformy, gdy jeden z rebeliantów coś do nich zawołał.Usłyszałem niezrozumiałą odpowiedź McGratha i ostrą replikę żołnierza, po której podniósł on broń.Nie zaczął strzelać, ale był najwyraźniej zaniepokojony.Nagle zza platformy rozległa się seria wystrzałów z Uzi.Zauważono któregoś z naszych ludzi.Żołnierz odwrócił się niepewnie i wtedy McGrath wypalił do niego ze śrutówki, po czym pobiegł razem z Langiem w kierunku ciągnika.Wilson ukrył się gdzieś na poboczu drogi.Usłyszałem ponownie huk strzelby, a potem rozbrzmiała wokół nas kanonada wystrzałów, rozjaśniając błyskami ciemność nocy.Wycelowałem w niebo rakietnicę i zanim w górze wykwitła kolorowa raca, rzuciłem się do ucieczki.Koło mnie biegł Bert Proctor.Wszędzie padali żołnierze i ze wszystkich stron słychać było strzelaninę.Nagle zagrzmiał ogłuszający łoskot uruchamianych silników.Zapalały się chaotycznie światła reflektorów.Noc rozdzierały eksplozje, spadających na obóz rebeliantów, pocisków z moździerzy.Porzuciwszy naszą kryjówkę w krzakach, ruszyliśmy biegiem w kierunku konwoju, chowając się za ustawionym najbliżej Land Roverem Kempa.Usłyszałem łoskot nadjeżdżającego pojazdu, a zobaczywszy go głośno jęknąłem.Był to Saracen.Ludzie Maksy zdążyli już ruszyć nim z mostu.Sunął powoli, a wieża cekaemu obracała się niepewnie na boki w poszukiwaniu celu.– Jedzie tutaj! – wydusił z siebie Proctor.Za naszymi plecami zadudnił głucho, uruchomiony przez McGratha, ciągnik.Saracen zmierzał w jego kierunku.Musieliśmy coś zrobić, aby się zatrzymał.Strzały z Uzi nie przebiłyby pancerza, ale uderzająca o wieżę raca mogła przynajmniej przestraszyć i zdezorientować kierującego.Gdy Saracen mijał nas, ostrzeliwując już ciągnik, wymierzyłem rakietnicę i nacisnąłem spust.Pocisk musnął obrotową wieżę i uderzył w znajdującą się za nią pancerną osłonę, powodując pożar.Musiałem dobrze trafić.Pojawił się błysk i nastąpiła potężna eksplozja, która odrzuciła nas na bok i wstrząsnęła Land Roverem.Kiedy się pozbieraliśmy, Saracen płonął, a w jego wnętrzu ktoś krzyczał.Sięgnąłem po pistolet, ale nie mogłem go znaleźć.Zobaczyłem, że płonący Saracen zjeżdża z drogi w krzaki, a ciągnik mija go i zmierza w naszym kierunku.McGrath wychylił głowę, krzycząc do mnie:– Lang oberwał! Niech pan go stąd zabierze!Podbiegłem do kabiny z prawej strony.Wokół płonącego Saracena paliły się krzaki i wyciągając Langa z fotela w jaskrawym świetle pożaru zobaczyłem na jego piersi krew.Proctor odebrał go ode mnie, biegnąc równolegle obok ciągnika.– Proszę ze mną zostać! – krzyknął McGrath.– Niech pan wskakuje!Uchwyciłem się rozkołysanych drzwi i przełożywszy nogę przez fotel, rzuciłem się do wnętrza kabiny.– Witam na pokładzie – mruknął McGrath.– Proszę patrzeć do tyłu i mówić mi, gdyby były jakieś przeszkody.Wychylił głowę z kabiny.Ja zrobiłem to samo.Jazda do tyłu bywa ryzykowna nawet na peryferiach miasta w spokojny niedzielny poranek.W tych warunkach napawała przerażeniem.Ciągnik kołysał się na boki, sunąc drogą w kierunku mostu.Widziałem we wstecznym lusterku drugiego Saracena, który zdecydował się na odwrót.Osłoną ciągnika wstrząsały silne uderzenia.Strzelano do nas z cofającego się transportera, którego kierowca uznał, że zjechawszy z mostu będzie miał większe pole manewru i lepszą pozycję do walki.Chcieliśmy go dopaść, zanim zdąży uciec.Udało nam się to w ostatniej chwili.Kierujący Saracenem źle ocenił odległość i wjechał tyłem na krawężnik.Naprawiając błąd stracił cenne sekundy.Ciągnik grzmotnął z potężną siłą w przód transportera, z którego poleciał snop iskier.Nasz silnik o mało się nie zablokował, ale McGrath dodał gazu, taranując Saracena.– No dalej, ruszaj się, sukinsynu! – Twarz McGratha emanowała dziką radością, gdy zmagał się z kierownicą i pedałem gazu.Nie ulegało wątpliwości, że odnieśliśmy zwycięstwo.Opancerzony transporter był masywną bryłą metalu, ale ważył niewiele ponad dziesięć ton, a nasz ciągnik czterdzieści.Wstrząs musiał obezwładnić załogę Saracena, ponieważ strzelanina od razu ustała.Wieżyczka była powyginana i bezużyteczna.McGrath naciskał równomiernie na gaz i ciągnik sunął do tyłu, popychając bezlitośnie transporter w starannie wytyczonym kierunku.Rozległ się zgrzyt metalu, gdy pojazd został przyparty do bariery mostu.Ponieważ nie chcieliśmy jej zdemolować, McGrath nie zepchnął Saracena do rzeki.Silnik transportera zamienił się w kupę złomu i był niezdatny do użytku.Most został skutecznie zablokowany i Sadiq mógł swobodnie wykonywać swoje zadanie.McGrath wrzucił ostrożnie pierwszy bieg.Wracając przez most nie napotkaliśmy żadnego oporu, a zatrzymawszy się przy wjeździe, utworzyliśmy tam dodatkową blokadę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl