[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałem cię wyrwać z tego baru, ale nie myślałem o tym, żeby cię położyć do mego łóżka.- Aleś mnie całował!Martin Hirsch rozejrzał się badawczo dokoła.Temperament Karen, wybuchający tak beztrosko, mógł być niebezpieczny.Kelner Paul nie odrywał od Karen pożądliwego spojrzenia.I to już od dwóch godzin, jeżeli tylko znajdował po temu okazję.- Karen - rzekł Hirsch sugestywnym szeptem - spróbuj nie przesadzać.Oboje trochę wypiliśmy, było mi w twoim towarzystwie dobrze i miło.To prawda, pocałowałem cię, ale tak jak się całuje córkę.- Naprawdę? Jeżeli chodzi o mojego ojca, to dotychczas nic podobnego ze mną nie próbował.- Ojciec twój, Karen, zupełnie inaczej podchodzi do życia niż ja.W porównaniu z nim jestem lekkoduchem.Ale nie jestem nikczemną świnią.- Nie, nie jesteś - powiedziała Karen z przekonaniem.- I dlatego też cię kocham, choć jesteś o dwadzieścia lat starszy ode mnie i należysz do przyjaciół mego ojca.Znam wszystkie twoje zastrzeżenia i opory, ale nie zmieniają one faktu, że jestem gotowa kochać cię, jeżeli tylko zechcesz.- Szczerość za szczerość, Karen: ja nie chcę!- Kochasz inną? Może swoją sekretarkę?- Wolnego, Karen, wolnego.- Znowu rozejrzał się ostrożnie.- Tego, co jest dla ciebie miłością, nie można wymusić siłą, a już tym bardziej nie czymś takim jak stawianie człowieka wobec tak zwanych nagich faktów.- Martin, potrzebny mi jest ktoś, kogo mogłabym kochać.Potrzebny pilnie, gwałtownie!Hirsch pochylił się ku niej i powiedział tonem niemal ojcowskim:- Posłuchaj, dziewczyno: my wszyscy potrzebujemy kogoś, kogo moglibyśmy kochać.Ale tacy ludzie nie latają tuzinami po świecie, nie czekają na rogach ulic.A już na pewno nie znajduje się ich w łóżkach, do których kładziemy się ze zbytnią gotowością.Trzeba szukać i być cierpliwym.- Ale właśnie na to nie mogę sobie pozwolić.Nie mam na to już czasu.Mam bowiem wyjść za mąż, i to możliwie jak najprędzej.- Za kogo masz wyjść za mąż?- Za Bartoscha, którego chce mi narzucić mój ojciec.Właśnie za Bartoscha, tego zboczonego reprezentanta polityki siły!Martin Hirsch nie powiedział na razie ani słowa, ale na jego zuchwałej twarzy pogromcy byków pojawił się wyraz powagi.Szydercze oczy zwęziły się, ręce, leżące na stole, zacisnęły się w pięści.- Oniemiałeś, co? - zapytała Karen tryumfalnie.Po dłuższej pauzie Hirsch powiedział, tym razem bez ironii:- Obawiam się, Karen, że jest to sprawa, którą ty sama, bez mojej pomocy, musisz załatwić.- A więc to tak wygląda! - zawołała z oburzeniem.- I ty boisz się mojego ojca!- Bzdury! - rzekł Hirsch niemal pogodnie.Opanował się już, w oczach jego pojawiły się znowu błyski niezmąconej ironii.- Nie mam tylko ochoty przysparzać twemu staruszkowi nowych trudności.Z przyczyn czysto prywatnych miałem już przed laty z twoim ojcem straszliwe starcie.- Ależ ja o tym wiem! I między innymi dlatego właśnie przyszłam do ciebie.Pomogłeś wtedy wielkodusznie drugiej żonie mego ojca.Sama mi to opowiadała.Kocham cię również i dlatego.Jesteś człowiekiem, na którym można polegać.A więc pomóż mi!- Wskutek mojej przedwczesnej gotowości do niesienia pomocy nasza stara przyjaźń omal się wtedy nie rozpadła.Czy mam teraz lekkomyślnie zniszczyć ją do reszty?- A co będzie, Martinie, jeżeli nie będziesz miał wyboru?- Czy to groźba, Karen?- Zmuszasz mnie do tego!Zjawiła się Gizela Wandel.Była rzeczowa i idealnie uprzejma.Hirsch był zadowolony, że im przeszkodziła.Powitałby z radością każdego, kto by przerwał tę rozmowę.Zaczynała się już robić kłopotliwa.- Pan Bennicken czeka w holu.- Chce ze mną mówić? - zapytał Hirsch z nadzieją w głosie.- Zdaje się, że panu Bennickenowi wystarczy, jeżeli zakomunikowane zostanie panu, co następuje: Pan Kerze zaprasza członków drużyny na spotkanie koleżeńskie, na dziś wieczór, na godzinę ósmą, tu do hotelu.Sprawa podobno pilna.- Proszę powiedzieć panu Bennickenowi, że w porządku.- Powiem mu to, panie Hirsch.Powiedziawszy to, Gizela Wandel odeszła.Jej dyskretne zachowanie nie pozostało bez wpływu na Hirscha.Był dla niej pełen podziwu, że tak zawsze w porę potrafiła interweniować.- A więc, Karen - rzekł - będziesz rozsądna i dasz spokój groźbom.I tak będę miał dosyć kłopotu, aby w jakiś możliwie przyzwoity sposób wytłumaczyć twemu ojcu scenę rozbierania się, którą zaprodukowałaś w moim mieszkaniu.- A jeżeli powiem, żeś mnie do tego skłonił?- Wtedy powiem, żeś mnie haniebnie rozczarowała, nawet w łóżku.Mam nadzieję, że twoja duma kobieca nie pozwoli ci uważać za pożądany ten rodzaj rewelacji.Pełna temperamentu Karen spoglądała na Hirscha z oburzeniem i rosnącą z minuty na minutę wściekłością.Nic sobie z tego nie robiąc, Hirsch zapalił spokojnie papierosa.Ten dowód prowokującej obojętności spotęgował jeszcze furię Karen.Gorączkowo zaczęła zastanawiać się nad tym, jak by tu wyładować swoją wściekłość.Nie musiała długo się zastanawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]