do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.£owca nie p³acze.- Czy nas zabij¹, Kerrick? Nie zabij¹ nas, prawda? - spyta³a.- Nie.Ysel zaczê³a znów jêczeæ, objê³a go ramionami i przycisnê³a mocno do siebie.Nie wydawa³o mu siê to stosowne - tylko ma³e dzieci dotyka³y siê nawzajem.Jednak choæ wiedzia³, ¿e jest to zakazane, cieszy³a go bliskoœæ jej cia³a.Mia³a ma³e, twarde piersi, lubi³ ich dotykaæ.Gdy jednak zrobi³ to teraz,odepchnê³a go od siebie i zap³aka³a jeszcze g³oœniej.Wsta³ i odszed³ oburzony.G³upia dziewucha, nie lubi jej.Nigdy z nim nie rozmawia³a przed przywiezieniemich tutaj.Gdy jednak zostali tylko we dwoje, wszystko siê dla niej zmieni³o.Dla niego - nie.Lepiej by³oby, gdyby przebywa³ z nim któryœ z przyjació³.Wszyscy jednak zginêli, ból szarpn¹³ nim na to wspomnienie.Nie prze¿y³ niktwiêcej z sammadu.Ich los bêdzie podobny.Ysel chyba tego nie rozumia³a, niechcia³a uwierzyæ, ¿e nic nie mog¹ zrobiæ, aby siê uratowaæ.Szuka³ starannie,wiele razy, ale w drewnianej komorze nie by³o niczego, co mog³oby pos³u¿yæ zabroñ.Nie by³o te¿ jak uciec.Tykwy by³y za lekkie, by zraniæ murgu, które tuprzychodzi³y.Wzi¹³ tykwê z wod¹ i ³ykn¹³ trochê; burcza³o mu w pustym brzuchu.By³ g³odny - ale nie na tyle, by zjeœæ przyniesione im miêso.Zbiera³o mu siêna wymioty od samego widoku.Nie by³o ugotowane ani surowe.Coœ z nim zrobiono,¿e zwisa³o z koœci jak zimna galareta.Dotkn¹³ go palcem i wzdrygn¹³ siê.W tymmomencie skrzypnê³y i otwar³y siê drzwi.Ysel przycisnê³a twarz do œciany i krzycza³a z zamkniêtymi oczami, nie chc¹cwidzieæ, kto wszed³.Kerrick sta³ twarz¹ do wejœcia z zaciœniêtymi piêœciami.Marzy³ o swej w³Ã³czni.Co by zrobi³, gdyby tylko mia³ sw¹ w³Ã³czniê.Tym razem wesz³y dwa murgu.Mo¿e widzia³ je wczeœniej, a mo¿e nie.Nie mia³o toznaczenia, wszystkie wygl¹da³y jednakowo.Niezgrabne, z ³uskami i grubymiogonami, nakrapiane kolorowo, z tymi paskudztwami stercz¹cymi im za g³owami.Murgu chodzi³y jak ludzie i chwyta³y rzeczy powykrêcanymi ³apami o dwóchkciukach.Kerrick cofa³ siê wolno, a¿ opar³ siê ramionami o œcianê.Spojrza³yna niego nic nie wyra¿aj¹cymi oczyma.Znów pomyœla³ o w³Ã³czni.Jedno z murguporusza³o ³apami, wydaj¹c niezrozumia³e dŸwiêki.Kerrick czu³ na palcach twardedrewno.- Czy ju¿ coœ zjedli? - spyta³a Enge.Stallan zaprzeczy³a gestem i wska­za³a natykwê.- To dobre miêso, strawione enzymami i gotowe do jedzenia.U¿ywa³y ognia dopieczenia swego miêsa przed jedzeniem, wiedzia³am wiêc, ¿e nie zechc¹ jeœæ nasurowo.- Czy da³aœ im jakieœ owoce?- Nie.S¹ miêso¿erne.- Mog¹ byæ wszystko¿erne.Ma³o wiemy o ich zwyczajach.Przynieœ trochê owoców.- Nie mogê zostawiæ ciê samej.Vaintè osobiœcie poleci³a mi ciê strzec.- Wg³osie ³owczyni wyczuwa³o siê niepewnoœæ spowodowan¹ sprzecz­nymi poleceniami.- Jeœli bêdzie trzeba, obroniê siê przed tymi ma³ymi stworzeniami.Czy ju¿kogoœ zaatakowa³y?- Gdy tylko je tu wsadzi³yœmy.Samiec jest napastliwy.Bi³yœmy go, a¿ przesta³.Od tej pory to siê nie powtórzy³o.- Bêdê ostro¿na.Wype³ni³aœ polecenia Vaintè.Teraz pos³uchaj moich.Stallannie mia³a wyboru.Wysz³a z oporami.Enge czeka³a w milczeniu, myœl¹c, jakporozumieæ siê ze stworzeniami.Samica le¿a³a twarz¹ do œciany, znów wydaj¹cpiskliwe dŸwiêki.Ma³y samiec sta³ cicho, niew¹tpli­wie têpy jak wszystkiesamce.Pochyli³a siê i chwyciwszy samicê za ramiê, stara³a siê j¹ odwróciæ.Skóra stworzenia by³a ciep³a i nie budzi³a wstrêtu w dotyku.Zawodzenie sta³osiê g³oœniejsze - gdy nag³y ból przeszy³ jej rêkê.Rycz¹c z gniewu, powali³a samca na ziemiê.Zêby stworzenia przebi³y jej skórê,pociek³a krew.Wysunê³a palce z pazurami i syknê³a gniewnie.Samiec odsun¹³siê.Enge ruszy³a za nim i stanê³a.Poczu³a siê winn¹.- Jesteœmy grzeszne - gniew j¹ opuszcza³.- Zabi³yœmy resztê waszego stada.Niemo¿na ciê winiæ za to, co zrobi³eœ.- Potar³a skaleczon¹ rêkê i spojrza³a najasn¹ plamê krwi na d³oni.Otworzy³y siê drzwi i wesz³a Stallan, nios¹cpomarañcze w obciêtej tykwie.- Samiec mnie ugryz³ - powiedzia³a spokojnie Enge.- Czy s¹ ja­dowite?Stallan rzuci³a tykwê i skoczy³a ku niej.Obejrza³a ramiê, a potem unios³atward¹ piêœæ, by uderzyæ zas³aniaj¹cego siê samca.Enge po­wstrzyma³a j¹ lekkimdotkniêciem.- Nie, to przeze mnie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl