do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt nie wiedzia³, gdzie mieszka Komandos.W prawie jazdy mia³ adres schroniskadla mê¿czyzn przy Post Street.Niezbyt prawdopodobne w przypadku mê¿czyzny,który jest w³aœcicielem biurowców w Bostonie i codziennie kontaktuje siê zeswoim maklerem gie³dowym.Od zawszepróbowa³yœmy z Lula - bez wiary w sukces - namierzyæ adres Komandosa, ale nigdynam siê to nie uda³o.Co s¹dzisz? - zapyta³a Lula, kiedy Joyce zniknê³a w biurze.- Chcesz trochêuszkodziæ tego Morrisa Mun-sona?Sama ju¿ nie wiem.To psychol.Psiakrew - zaklê³a Lula.- Nie bojê siê go.S¹dzê, ¿e za³atwi³abym jegokoœcisty ty³ek.Strzela³ do ciebie?Nie.A wiêc nie jest a¿ tak stukniêty, jak wiêkszoœæ moich s¹siadów.Jesteœ pewna, ¿e chcesz pojechaæ po niego swoim firebirdem? Widz¹c, co zrobi³ zmoj¹ lataj¹c¹ maszyn¹?Po pierwsze, jeœli nawet zmieœci³abym ca³e moje cielsko w tej lataj¹cejmaszynie, to musia³abyœ wzi¹æ ze sob¹ otwieracz do konserw, ¿eby mnie z niejwydobyæ.A po drugie, wiedz¹c, ¿e w tym lekko nadgryzionym sa­mochodzie s¹tylko dwa miejsca, na których my bêdziemy siedzieæ, przypuszczam, ¿emusia³ybyœmy przywi¹zaæ Munsona do haka holowniczego, ¿eby go gdziekolwiekzabraæ.To nie by³by taki g³upi pomys³, ale wykonanie zajê³oby za du¿o czasu.Lula podesz³a do szaf z aktami i kopnê³a w pierwsz¹ od do³u szufladê po prawejstronie.Szuflada odskoczy³a; Lula wyci¹gnê³a glocka, kaliber czterdzieœci, iwrzuci³a go do torebki.Tylko bez strzelaniny! - ostrzeg³am.Jasne, przecie¿ wiem - przytaknê³a Lula.- Chodzi o ubezpieczenie auta.v Zanimdojecha³yœmy do Rockwell Street, mia³am md³oœci, a serce ³omota³o mi wpiersiach.Nie wygl¹dasz kwitn¹co - powiedzia³a Lula.Myœlê, ¿e to choroba lokomocyjna.Nigdy nie mia³aœ choroby lokomocyjnej.- Mam j¹ zawsze wtedy, jak jadê pofaceta, który niedawno rzuci³ siê na mnie z felg¹.- Nic siê nie martw.Jakjeszcze raz to zrobi, przestrzelê mu ty³ek.Nie! Mówi³am ci, ¿adnej strzelaniny.Ale tutaj chodzi o ubezpieczenie na ¿ycie.Chcia³am spojrzeæ na ni¹ surowo,zamiast tego jednak westchnê³am.Który to dom? - zapyta³a Lula.Ten z zielonymi drzwiami.Trudno powiedzieæ, czy ktoœ tam jest.Przejecha³yœmy obok domu dwa razy, a potem wjecha­³yœmy w jednokierunkow¹ drogêwewnêtrzn¹, prowadz¹­c¹ na ty³y budynku, i zatrzyma³yœmy siê ko³o gara¿uMunsona.Wysiad³am i zajrza³am przez oblepione bru­dem boczne okno.W œrodkusta³ tam wóz.Crown victo-ria.A niech to.Mam plan - powiedzia³am do Luli.- Pójdziesz do drzwi wejœciowych.On ciê niezna.Nie bêdzie podejrzli­wy.Powiesz mu, kim jesteœ i ¿e chcesz go zabraæ zesob¹ do centrum.Wtedy bêdzie usi³owa³ wymkn¹æ siê chy³­kiem do samochodu przeztylne drzwi, a tam ju¿ nie bêdzie czujny i ja go z³apiê i skujê kajdankami.Brzmi nieŸle.Jak bêdziesz mia³a jakieœ problemy, to zawo³asz, a ja przylecê.Lula wycofa³a swojego firebirda, a ja podesz³am na czubkach palców do tylnychdrzwi domu Munsona i przyklei³am siê do œciany, ¿eby mnie nie zobaczy³.Wstrz¹snê³am moim sprejem na psy, ¿eby sprawdziæ, czy dzia³a, i nas³uchiwa³ampukania Luli do drzwi.Po kilku minutach us³ysza³am pukanie; przyt³umione odgjosy rozmowy, a potemszuranie nogami i szczêk zamka.Drzwi otworzy³y siê i wyszed³ z nich MorrisMunson.Stój - powiedzia³am i kopnê³am w drzwi, które siê zamknê³y.- Nie ruszaj siê zmiejsca.Nawet nie drgnij, bo potraktujê ciê sprejem.Ty! Zrobi³aœ mnie w konia!W lewej rêce mia³am sprej, a w prawej kajdanki.Odwróæ siê - poleci³am.- Rêce nad g³owê, d³onie oprzeæ na œcianie.Nienawidzê ciê! - zawy³.- Jesteœ taka sama jak moja by³a ¿ona.Donosicielska,k³amliwa, apodyktyczna suka.Nawet wygl¹dasz tak samo.Te same idiotycznekrêcone br¹zowe w³osy.Idiotyczne? S³ucham?Dobrze mi siê ¿y³o, dopóki ta dziwka wszystkiego nie zepsu³a.Mia³em du¿y dom i³adny samochód.Mia³em wszystko.I co siê sta³o?Zostawi³a mnie.Powiedzia³a, ¿e jestem nudny.Stary nudny Morris.Któregoœ dniawynajê³a sobie adwokata, podjecha³a ciê¿arówk¹ od strony podwórka i wyczyœci³adom ze wszystkiego.Zabra³a ka¿dy cholerny mebel, ka¿d¹ francowat¹ sztukêchiñskiej porcelany, ka¿d¹ zafajdan¹ ³y¿kê.- Wskaza³ na dom.- Zosta³em z tym.Gówniany dom szeregowy i u¿ywany crown victoria z ratami na dwa lata.Popiêtnastu latach pracy w fabryce guzików, gdzie harowa³em jak wó³, jem nakolacjê kaszê w tej pu³apce na szczury.Ja ciê krêcê.Zaczekaj chwilê - powiedzia³.- Pozwól mi przynaj­mniej zamkn¹æ drzwi.Ten domnie jest wart wiele, ale to wszystko, co mam.W porz¹dku.Tylko ¿adnych gwa³townych ruchów.Odwróci³ siê do mnie plecami,zamkn¹³ drzwi na klucz, obróci³ siê na piêcie i popchn¹³ mnie.Cholera - rzuci³.- Przepraszam.Straci³em równo­wagê.Cofnê³am siê.Co masz w rêce?Zapalniczkê.Widzia³aœ kiedyœ zapalniczkê, prawda? Wiesz, jak dzia³a? - Munsonpstrykn¹³ i zapali³ siê p³o­mieñ.Rzuæ to na ziemiê! Pomacha³ ni¹.Popatrz, jaka ³adna.Spójrz na tê zapalniczkê.Wiesz, co to za zapalniczka?Za³o¿ê siê, ¿e nie zgadniesz.Powiedzia³am, rzuæ to.Podniós³ zapalniczkê na wysokoœæ twarzy.Spalisz siê.Nie mo¿esz temu zapobiec.O czym ty mówisz? Rany!Mia³am na sobie d¿insy, bia³y podkoszulek wsuniêty w spodnie i zielono-czarn¹koszulê flanelow¹, podobn¹ do kurtki.Spojrza³am w dó³ i zobaczy³am, ¿e po³akoszuli siê pali.Spalisz siê! - krzycza³ do mnie.- Usma¿ysz siêw piekle!Rzuci³am kajdanki i sprej, rozerwa³am koszulê, wysko­czy³am z niej, rzuci³am j¹na ziemiê i zaczê³am po niej deptaæ, ¿eby ugasiæ ogieñ.Kiedy mi siê uda³o,rozejrza³am siê wokó³ siebie, ale Munsona ju¿ nie by³o.Próbowa³am otworzyætylne drzwi.By³y zamkniête na zamek.Us³ysza­³am odg³os zapalania silnika.Popatrzy³am na drogê i zo­baczy³am crowna, który pêdzi³ w dal.Podnios³am koszulê i w³o¿y³am j¹ z powrotem.Brako­wa³o prawej po³y.Lula sta³a oparta o samochód, kiedy wesz³am za róg.Gdzie Munson? - zapyta³a.Zwia³.Popatrzy³a na moj¹ koszulê i zmarszczy³a brwi.Mog³abym przysi¹c, ¿e mia³aœ ca³¹ koszulê.Nie chcê o tym mówiæ.Wygl¹da na to, ¿e koszula zosta³a spalona.Najpierw samochód, teraz koszula.Ten tydzieñ mo¿na by uznaæ za twój rekord.Wiesz, nie muszê siê tym zajmowaæ.Jest mnóstwo dobrych posad, które mog³abymdostaæ.Na przyk³ad?McDonald przy rynku szuka pracowników.S³ysza³am, ¿e dostaje siê frytki za darmo.Spróbowa³am otworzyæ drzwi frontowe domu Mun­sona.Zamkniête.Zajrza³am przezokno na poziomie ulicy.Munson zas³oni³ je wyblak³ym przeœcierad³em w kwiatki,ale z jednej strony by³a szpara.Pokój, który zobaczy³am, znajdowa³ siê wop³akanym stanie.Poryso­wana drewniana pod³oga.Zapadniêta kanapa, przykrytawy³ysia³a narzut¹ z ¿Ã³³tej szenili.Stary telewizor na ta­niej metalowejszafce.Bukowy stó³-³awa przed kanap¹.Nawet z tej odleg³oœci by³o widaæ, jakod³azi z niego okleina.Staremu szurniêtemu Munsonowi niezbyt dobrze siê powodzi - orzek³a Lula,przygl¹daj¹c siê pokojowi razem ze mn¹.- Zawsze wyobra¿a³am sobie, ¿emaniakalny gwa³ciciel ¿yje w lepszych warunkach.Jest rozwiedziony - powiedzia³am.- ¯ona ogo³oci³a go ze wszystkiego.Pos³uchaj, niech to bêdzie dla nas nauczka.Zawsze b¹dŸ t¹ stron¹, którapierwsza podje¿d¿a ciê¿arówk¹ pod drzwi.Kiedy wróci³yœmy, samochód Joyce nadal sta³ przed biurem.Mo¿na by pomyœleæ, ¿e o tej porze ju¿ jej tu nie bêdzie - zauwa¿y³a Lula.-Musi byæ w œrodku na popo­³udniowym bara-bara z Yinniem.Odruchowo siê skrzywi³am.Mówi³o siê, ¿e Yinnie kiedyœ zakocha³ siê w kaczce.I¿e Joyce lubi ogromne psy.Ale jakoœ myœl o tym, ¿e mogliby to robiæ razem,by³a jeszcze gorsza.Odetchnê³am z ulg¹, kiedy wesz³yœmy z Lula do biura i zobaczy³am, ¿e Joycesiedzi na kanapie.Wiedzia³am, ¿e takie dwa beztalencia, jak wy, nie zabawi¹ tam d³ugo -powiedzia³a Joyce.- Nie z³apa³yœcie go.Prawda?Stephanie mia³a wypadek z koszul¹ - wyjaœni³a Lu­la.- Dlatego zdecydowa³yœmysiê nie œcigaæ naszego deli­kwenta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl