[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.***Siod³o na Lantarze, kucu Gregoryna, mia³o specjalnie wykonany przez siodlarzadodatkowy rzemieñ z klamr¹ na strzemieniu z lewej strony, dziêki czemu, powpiêciu felernej nogi, ch³opiec móg³ siê czuæ w nim niemal tak pewnie, jakgdyby mia³ obie koñczyny zdrowe.Dzisiaj, z obola³¹ praw¹ czu³ siê mniejpewnie, ale nie zamierza³ przecie¿ urz¹dzaæ dzikich galopad tylko przejechaæ pomiedzach podsychaj¹cych pól.Po pierwszych niepewnych chwilach poczu³ siê wsiodle znowu dobrze, a nawet bardzo dobrze.Szczególnie, ¿e by³o to jegopierwsze wyjœcie z domu po upadku w sadzie.Demai nie pozwoli³a mu nawet wyjœæna po¿egnalny wystêp Bassomplerów, zanim zd¹¿y³ oburzyæ siê i rozp³akaæ okaza³osiê, ¿e bêdzie mia³ swój wystêp w du¿ej komnacie, dla siebie tylko; do³¹czy³ doniego Kat i - rzecz jasna - Sandia.Straci³ wiêc tylko wystêp niedŸwiedzi id³u¿sze ogl¹danie rysi w klatce, które - "Jak to koty!" machn¹³ rêk¹ Raser - itak nie poddaj¹ siê ¿adnej tresurze.Zaraz potem ba³agan Bassomplerów odjecha³,bo rodzina œpieszy³a na doroczny pierwszy wiosenny i w ogóle najwiêkszy targ wKarmisinidrze.Ch³opiec us³ysza³ jak matka wypytuje Rasera, czy nie bêdzieprzypadkiem têdy przeje¿d¿a³ za dekadê-dwie, jak z ¿alem wys³uchuje t³umaczeniaBassomplera i domyœli³ siê, ¿e by³aby szczêœliwa, gdyby uda³o siê jej wyprawiægo z nimi: przynajmniej przez czêœæ podró¿y mia³by zacne towarzystwo.Na przeciêciu dwóch polnych dróg otrz¹sn¹³ siê ze wspomnieñ, zatrzyma³ kucyka ipoczeka³ na Sandiê, jej klacz chêtnie poskubywa³a m³od¹ trawkê, a niepewnyjeŸdziec nie potrafi³ go opanowaæ.Gdy konik wreszcie raczy³ zbli¿yæ siêGregoryn smagn¹³ go w zad, kucyk przysiad³ zaskoczony i ruszy³ ¿wawo przedsiebie.Ch³opiec rozeœmia³ siê g³oœno, nawet oburzona Sandia musia³a siêuœmiechn¹æ z powodu nag³ego przyp³ywu gorliwoœci klaczki, której nie potrafi³azmusiæ do uczciwej pracy od pocz¹tku wycieczki.Teraz galopowa³a po drodze a¿ta wbi³a siê piaszczystym parowem w las.Gregoryn dogoni³ j¹ zamierzaj¹cpowiedzieæ, ¿e las nie by³ dzisiaj planowany, ale - uzna³ - skoro ju¿ lospchn¹³ ich w tym kierunku - trudno.Pojechali obok siebie.-Strasznie cicho! - szepnê³a dziewczynka.- Ale nie strasznie - uzupe³ni³aszybko, ¿eby sobie czegoœ nie pomyœla³.- Szkoda, ¿e Kat pogna³ gdzieœ zasukami.- doda³a pozornie bez zwi¹zku, ale gdy Gregoryn zestawi³ te s³owa zwczeœniejszymi zrozumia³, ¿e Sandia czu³aby siê lepiej maj¹c w zasiêgu wzrokupotê¿nego szwancera.-Cicho, jest, bo jeszcze za wczeœnie na gody - powiedzia³ szybko - a po zimietrawo¿ercy musz¹ siê napaœæ, a drapie¿niki - równie szybko napolowaæ do woli ido syta.- Po kilku krokach wyci¹gn¹³ rêkê i powiedzia³: - Poczekajmy, niechsiê napij¹.Odczekali chwilê, w trakcie której koniki napi³y siê kryszta³owo czystejodsta³ej wody z ka³u¿y poœrodku drogi; ich prychanie by³o jedynym dŸwiêkami wnajbli¿szej okolicy.Gregoryn kilka razy otwiera³ usta, ale za ka¿dym razemuznawa³, ¿e wobec zaplanowanego wyjazdu wszystkie tematy, jakie zamierza³poruszyæ stawa³y siê nieaktualne: budowa na skraju sadu nowego sza³asu-zasiadkina zaj¹ce, letnia wyprawa na przep³ywaj¹ce rzek¹ ³aserki, dekada Spadaj¹cychGwiazd, podczas której dzieciaki i m³odzie¿ spêdzaj¹ trzy noce w polu.Niewa¿nesta³y siê plany co do przebieranej zabawy na zakoñczenie ¿niw, niewa¿najesienna pogoñ za m³odymi lisami.Katastrofa zbli¿a³a siê du¿ymi krokami i niemo¿na by³o d³u¿ej udawaæ, ¿e siê jej nie widzi.-Wiesz.- W g³osie znalaz³o siê tak du¿o chrypki, ¿e musia³ wydaæ z siebied³ug¹ seriê chrz¹kniêæ zanim odezwa³ siê znowu.- Wiesz.S³ysza³em, ¿e mamwyjechaæ z domu.Matka nie chce mi tego powiedzieæ, ale ja ju¿ wiem.Ty te¿wiesz, prawda? - Skinê³a g³ow¹ wpatruj¹c siê pomiêdzy uszami Per³y w drogê.-Wszyscy wiedz¹.- stwierdzi³ z gorycz¹.- Tylko.Nagle przerwa³ uderzony pewn¹ myœl¹, a¿ stêkn¹³ trafiony pomys³em zes³anym muprzez jakieœ dobre bóstwo.Gor¹czkowo rozwa¿a³ go przez kilka chwil.-Sandio.- wyszepta³.- Mam pomys³!.Tak! - krzykn¹³ nagle nie widz¹c ¿adnejz³ej strony projektu.Wychyli³ siê i ponownie przeci¹gn¹³ bacikiem po zadziePer³y.Gdy skoczy³a do przodu tr¹ci³ piêt¹ bok Lantara i dogoni³ Sandiê.-Zsi¹dziemy z koni na ³êgu nad rzek¹, dobrze?Skinê³a g³ow¹ zajêta przede wszystkim utrzymywaniem siê w siodle, galopowalichwilê, potem zasta³e przez zimê i opóŸnion¹ wiosnê kuce zwolni³y, Gregorynpogoni³ je ponownie, wiêc pogalopowa³y jeszcze trochê, ale potem kategorycznieodmówi³y wiêkszego wysi³ku.Ch³opiec nie nalega³, musia³ szybko obmyœliæ swójplan, ¿eby trafi³ do przekonania Sandii i od razu zacz¹æ go realizowaæ.Koniezwolni³y do marudnego stêpa na rozmok³ym brzegu rzeczki, w ogóle maszerowa³ytylko dlatego, ¿e jeŸdŸcy wbijal³i im piêty w boki i z przyjemnoœci¹ parsknê³y,gdy dzieci zeskoczy³y z siode³, zarzuci³y wodze na napêcznia³e p¹kami ga³êzie izatrzyma³y siê rozgl¹daj¹c po okolicy.-ChodŸmy do Pêpka - zaproponowa³a Sandia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]