[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wymachiwała rękami jak wariatka, krzycząc donośnie.Mają zdjąć czado-ry? On chce je zbezcześcić, pokalać, wszyscy wiedzą, że czador jest święty, a kobieta nietykalna, tymczasem on, rozpustnik i lubieżnik, próbuje wykorzystać swoją pracę do ohydnych, naj-ohydniejszych celów.A gdyby ktoś zdzierał z twarzy zasłony kobietom z jego rodziny? Gdyby one zostały w taki sposób obnażone na oczach ludzi? Gdyby je ktoś chciał zhańbić?Strażnik próbował coś odkrzykiwać, ale mimo to zaczął się cofać, wyraźnie zaskoczony atakiem kobiety.Chyba nigdy w życiu nic podobnego go nie spotkało.Chloe szalała, napierała na niego, słowa wylatywały jej z ust coraz szybciej, machała rękami, fałdy niebieskiego czadom trzepotały jak skrzydła wielkiego ptaka, który za chwilę oderwie się od ziemi.Wyglądało to tak, jakby zaganiała strażnika z powrotem do budynku.Wadę zaniepokoił się.Nie powinna odchodzić tak daleko od samochodu.- Przywołaj ją - powiedział w języku pasztu do Freszty.- Najlepiej zawołaj, że zasłabłem.Skinęła głową, w jej oczach też widniała troska.- Tak będzie najlepiej.Słysząc wołanie, Chloe wykonała ostatni gest, gest pełnej gniewu pogardy, wyrwała strażnikowi z ręki ich papiery, obróciła się na pięcie i pomaszerowała do samochodu.Opadła na siedzenie, zatrzasnęła drzwi, aż echo odbiło się o skały.- Ruszaj - odezwała się do Kemala.- Odjeżdżamy.Natychmiast!Odpowiedział coś i zacisnął palce na broni, która zdążyła się pojawić na jego kolanach.- Mówi, że strażnicy zaczną strzelać, więc on musi być gotowy, nie może prowadzić - przetłumaczyła Freszta.- Nie zaczną, jeśli odjedziemy od razu.Teraz mamy przewagę - przekonywała Chloe.- Powiedz mu to!Wadę wiedział, że miała rację.Dzięki jej bezprzykładnej odwadze zyskali jedną jedyną szansę, ale czas działał na ich niekorzyść.Lada moment strażnik ochłonie z szoku i podejdzie do nich ponownie.Kemal pokręcił głową, gdy Freshta przełożyła słowa Chloe.Wadę miał dość.- Jazda! - rozkazał twardo.Kierowca zrozumiał ton komendy, z żołnierskiego nawyku posłuchał, rzucił pistolet na podłogę i dał gwałtownie do tyłu, wycofując ze stanowiska, miał jednak dość przytomności umysłu, by po tym pierwszym ostrym manewrze ruszyć do przodu tak spokojnie, jak człowiek wiozący rodzinę na niedzielną wycieczkę.Mieh wrażenie, że samochód dosłownie pełznie.Czekali na krzyk, na odgłos strzału.Wadę chciał złapać Chloe i przygiąć ją w dół, aby nie stanowiła tak dobrego celu.Freszta zaczęła się odwracać.- Patrz przed siebie - ostrzegł Wadę.- Zachowujmy się tak, jakbyśmy mieli pełne prawo odjechać.- Słusznie - zgodziła się.Zauważył kątem oka, że Chloe przypatruje mu się przez siatkę.Pewnie była wściekła na niego.Aż bał się na nią spojrzeć.- Zacząłeś wydawać rozkazy? - spytałacicho.- Chciałem tylko wydostać cię stamtąd jak najszybciej, nim strażnik dojdzie do siebie.Na jego oczach kobieta zmieniła się we wcieloną furię, to rzadki widok w tych stronach! Wygrałaś bez dwóch zdań, ale w podobnych sytuacjach nie należy przeciągać struny.- Czy.- urwała nagle.- Czy co?- Czy bałeś się, że coś mi się stanie? Zerknął na nią.Wyraźnie próbowała zajrzeć przez otwór w czadorze Wade’a, by wyczytać coś z jego twarzy, ale oczywiście nic to nie dało.Bardzo jej tak dobrze, niech się przekona, jak rozmawia się z kimś, kto zasłania twarz.Może wreszcie zrozumie, czemu on chce ją tak bardzo zobaczyć.- Owszem.- W takim razie powinnam ci podziękować.Wadę oniemiał i milczał przez dość długi czas, podczas gdy coraz bardziej oddalali się od granicy.- Podziękować? - wydusił z siebie wreszcie.- To nie jesteś na mnie wściekła za wtrącenie się i przejęcie inicjatywy? Przecież to ty zorganizowałaś ucieczkę, nie ja.To twoja operacja.- Zacząłeś rozkazywać, bo zaistniała taka konieczność.Udzieliłeś mi wsparcia, gdy tego potrzebowałam.Jestem ci wdzięczna.Aż się roześmiał i pokręcił głową.- Co w tym takiego śmiesznego?- Nic.Roześmiałem się z zaskoczenia.Ty nie masz za co dziękować! To była jedna z najodważniejszych rzeczy, jakie w życiu widziałem.Znam weteranów wojennych, twardych facetów, którzy zastanowiliby się dwa razy, zanim zaatakowaliby uzbrojonego strażnika, mając do dyspozycji tylko siłę słowa.Z zakłopotaniem spuściła wzrok.- Wściekłam się i przestałam się zastanawiać, co robię.Na samą myśl o tym, że zedrą z nas czadory, dostałam szału.- Nieważne, co tobą powodowało, liczy się rezultat.Uratowałaś nas.Popatrzyła na niego i po raz pierwszy nie odwróciła szybko spojrzenia, jak to zazwyczaj czyniła, dzięki czemu mógł się wreszcie przekonać, jakie ona ma oczy.Niebieskozielone, jasne i czyste.Zdawała się zaglądać mu w samą duszę, w głębi której coś się poruszyło, jakby ją rozpoznało, jakby czekało na nią od niepamiętnych czasów.Wadę zapragnął tej kobiety jak żadnej innej, ale zapragnął jej nie tylko fizycznie, cała jego istota tęskniła i wyrywała się do niej jednej.Wpatrywał się w nią, szczęśliwy jak jeszcze nigdy, że jest mężczyzną, uświadamiając sobie jednocześnie, że dokonuje podobnego odkrycia przebrany w damskie szmatki.Co za ironia losu!- Byłam niesamowicie przerażona - wyszeptała cicho Chloe.Ona drży, uświadomił sobie.Dotknął jej ramienia, powiódł palcami wzdłuż ręki, w ten sposób odnajdując smukłą dłoń ukrytą w fałdach czadom.Ujął ją i pociągnął - delikatnie i zapraszająco.Naraz wjej oczach ujrzał ogromny smutek i w tym momencie zrozumiał już bez żadnych wątpliwości, że ona postanowiła go opuścić.Już nie podejrzewał, już wiedział.Po chwili wahania Chloe przytuliła się do niego, bardzo przy tym uważając na jego ranę.Pozwoliła się objąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]