[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypatrując się swemu minionemu życiu ze wszystkich sił starałem się jak najpełniej zjednoczyć z jasnością.Z teściowej emanowało złośliwe zadowolenie i pewność siebie.Satysfakcja, przeczuwana na razie i niepełna, była jednak na tyle silna, iż nie pozwalała mi poznać myśli mej żony.Wytwarzana przez teściową szydercza aura stanowiła mur otaczający szczelnie Weronikę.Widziałem żonę swoją siedzącą na ławce z twarzą bladawą, jakby nieobecną, i mimo przeszkody czułem, że myślami jest przy mnie, aczkolwiek całkowitej pewności nie miałem.Gdy w mej jaźni pojawiać się jęły pytania: „Gotowyś nie wracać?”, „Chceszli tu pozostać?”, myśli moje obracać się poczęły wokół ich treści.Przede wszystkim zastanawiałem się, czy na myśl o pozostaniu nie odczuwam żalu czy tęsknoty za tym, co pozostawić mi oto przychodzi.Mimo wysiłków nie potrafiłem jednak żalu w sobie wykrzesać.Moje cielesne życie wydało mi się płaskie i niepełne.Czułem, że gdybym powrócił, nie byłbym już sobą.Brakowałoby mi owej bezczasowości, nadzwyczajnej lekkości, łagodnej radości, wszystkich niewysłowionych nastrojów, wzmożonej bystrości myślowej, gdzie wobec braku czasu przyczyna staje się skutkiem i gdzie poznanie odbywa się w sposób natychmiastowy i pełny, bezgraniczny, zależny jedynie od własnej woli.Oto czułem, że gdy tylko zechcę jaźń moja rozszerzy się w nieskończoność, obejmie wszystkie zakamar - ki wszechświata i tak rozproszona trwać będzie poza czasem, poza tym co ludzkie.1 widziałem całą ograniczoność swojej poprzedniej egzystencji.Otwierał się przede mną świat nowy i ogromny, pełen wspaniałych doznań i myśli, świat przepełniony wszelkim dobrem i wszelką mądrością.Czułem, że nie chcę stąd wracać.I gdy zdecydowany oddałem się bez reszty jasności, poczułem, że otula moją istotę szczelnie i poczynają wchłaniać.Znalazłem się jakby na łące, podążając po trawie w kierunku jakiejś rzeki.Na jej drugim brzegu dostrzegłem tłum istot, które przywoływały mnie do siebie.Przybliżywszy się rozpoznałem je jako Wszystkich Moich Drogich Zmarłych, przy czym najbliżej brzegu stał ojciec.Wyczułem, że bardzo się cieszy ze spotkania ze mną.Zwrócił się do mnie ze słowami, które mogły brzmieć jak ostrzeżenie:„Dotarłeś do granicy, do której dociera każdy człowiek.Próg ten jednak nie każdy potrafi przekroczyć”.Gdybym się bardziej nad ostrzeżeniem ojca zastanowił, być może zawahałbym się, lecz nie posiadając matki przywykłem do działań natychmiastowych, powodowanych odruchami utrwalonymi przez ojcowskie wychowanie w dzieciństwie.Jednym z takich odruchów był sprzeciw na wszystko co pochodziło od ojca.Było tak zawsze odkąd pamiętam, nawet później, kiedy dorosłem, na każde ojcowskie polecenie reagowałem odruchem sprzeciwu i przekory.Ilekroć zdawałem się na ten impuls, przeważnie marnie na tym wychodziłem.Tym razem sytuację rozstrzygnął przypadek.W momencie, gdy ojciec ostrzegał mnie przed pochopnym przekroczeniem Progu, po drugiej stronie rzeki zalśniła mi znajoma osobowość Alfreda, przyjaciela mego z lat młodzieńczych, który zginął w wypadku samochodowym dziesięć lat temu.Zamiast skupić się nad informacją przekazywaną mi przez ojca, myślami byłem już z Alfredem.Wszedłem do rzeki zanurzywszy się zrazu po pas i brnąc przed siebie zanurzałem się coraz bardziej.Chłodna ciecz, w której się pogrążyłem, sięgała mi już szyi.W momencie, gdy otchłań zamknęła się nade mną, coś na kształt żalu za ukochana żoną, ścisnęło psychiczny odpowiednik mego serca lecz wobec nowych, błyskawicznie następujących, późniejszych doznań natychmiast o tym zapomniałem.Alfreda znalazłem po drugiej stronie, gdzie stał otoczony Wszystkimi Moimi Drogimi Zmarłymi.Przez cały czas miałem świadomość, że pozostaję w jedności z jasnością, w którą wtopieni są również i oni.Rozumiałem, że jasność ta to ogrom przerastający moje możliwości poznawcze.Na razie dała mi się poznać od strony dla mnie najbliższej - przez psychikę Wszystkich Moich Drogich Zmarłych.Wyczułem wszakże, że oni sami są już O Wiele Dalej.O ile więc przed wstąpieniem do rzeki wydawali mi się bliscy, tak teraz, po jej przekroczeniu, wydali się nieosiągalni.Ich aura towarzyszyła mi na razie, coraz to jednak zmieniając swoją postać.Po jakimś czasie odniosłem wrażenie, że przekazują mi wspólnie Coś Ważnego, czego jeszcze nie pojmuję i zaledwie przeczuwam.W sposobie tym było coś Uczniowskiego i Szkolnego.Miałem uczucie, że ktoś Manipuluje w Założeniach mojej osobowości.To nie ja miałem się Czegoś uczyć.Po prostu zrozumiałem, że powinienem się Sam Przekształcić By Wiedzieć.Poznanie i wiedza czekają na mnie, jako Coś stałego i niezmiennego.Brakuje jednak Klucza, który tkwi w mej psychice na razie w formie Nieodpowiedniego Kształtu.Jednocześnie miałem przeświadczenie, iż moja psychika obecna posiada kształt Za Obszerny, nie mieszczący się w owej Dziurce od Klucza, że oto muszę się Czegoś Wyzbyć.Domyślność moja okazała się jednak ograniczona, bo kiedy zacząłem się zastanawiać Czego by się należało Wyzbyć, niczego nie mogłem znaleźć.Obecność Wszystkich Moich Drogich Zmarłych towarzyszyła mi przez cały czas tych usiłowań i uzmysłowiłem sobie w końcu, że Oni w Jakimś Sensie oddziałują.Oto spostrzegłem, że okruchy prawdy objawiają mi się najpełniej w momentach odczuwania Ich Bliskości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]