[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie krzyczeli z przerażenia.Cofali się przed magią czarodzieja, lecz pchnięcia włóczni i mieczy gnały ich do przodu.Abby widziała, jak pod ciosami kling padli ci, którzy nie chcieli iść.Reszta, usłyszawszy ich śmiertelne wrzaski, ruszyła naprzód jak owce przed wilkami.Jeżeli Zeddowi się nie powiedzie, armia Midlandów wejdzie do doliny i runie na wroga.Jeńcy znajdą się pomiędzy wojskami.Drugim brzegiem szła jakaś postać, wlokąc za sobą dziecko.Abby oblał zimny pot, a potem przeszył lodowaty dreszcz.Mariska.Młoda kobieta obejrzała się przez ramię.To było niemożliwe.Zmrużyła oczy i patrzyła za rzekę.– N i e e e! – krzyknął Zedd.Mariska ciągnęła za włosy córeczkę Zedda.Prawdopodobnie stara szła ich śladem i znalazła małą śpiącą w domu Abby.I wykradła dziewczynkę, której nikt nie pilnował.Mariska ustawiła dziecko przed sobą, żeby Zedd dobrze je widział.– Skończ z tym i poddaj się, Zoranderze, albo ona umrze!Abby wyrwała się z trzymających ją ramion i rzuciła do wody.Walczyła z nurtem, usiłując biec, dotrzeć do czarodzieja.Odwrócił się i spojrzał jej w oczy.Zamarła.– Wybacz.– Własny głos wydał się jej przedśmiertną prośbą.– Myślałam, że jest bezpieczna.Zedd z rezygnacją skinął głową.Nie mógł już nic zrobić.Znów spojrzał na wroga.Rozłożył ramiona.Rozsunął palce, jakby nakazywał, żeby wszystko się zatrzymało – zarówno ludzie, jak i magia.– Puść wolno więźniów! Puść ich, Anargo, a daruję wam wszystkim życie! – zawołał przez rzekę do wrogiego czarodzieja.Nad wodą zabrzmiał rechot Anarga.– Poddaj się albo ona umrze – zasyczała Mariska.Stara wyciągnęła nóż zza pasa i przycisnęła ostrze do gardła dziewczynki.Mała krzyczała ze strachu, wyciągała do ojca ramionka, a jej małe palce szarpały powietrze.Abby znów walczyła z nurtem.Krzyczała, błagając Mariskę, żeby puściła córkę Zedda.Stara nie zwracała uwagi ani na nią, ani na czarodzieja.– Ostatnia okazja! – zawołała.– Słyszałeś jej słowa.Poddaj się lub mała umrze – warknął przez rzekę Anargo.– Wiesz, że nie mogę przedłożyć mojej sprawy nad dobro moich ludzi! To rzecz między nami, Anargo! Puść ich! – odkrzyknął Zedd.Nad wodami Coney poniósł się śmiech czarodzieja z D’Hary.– Jesteś głupcem, Zoranderze! Miałeś swoją szansę! – Na jego twarzy odmalowała się wściekłość.– Zabij ją! – krzyknął do Mariski.Zedd wrzasnął, przyciskając pięści do boków.Wydawało się, że wściekłość jego krzyku rozedrze poranek.Mariska podniosła za włosy zawodzące dziecko.Abby z niedowierzania aż zachłysnęła się oddechem, gdy stara rozpłatała małej gardło.Dziecko zamachało rączkami.Krew trysnęła na zdeformowane palce Mariski, która ze złośliwą uciechą cięła raz za razem.Ostatnie, mocne cięcie.Zalane krwią ciało dziewczynki opadło na ziemię.Abby czuła narastające mdłości.Szlam na brzegu zabarwił się na czerwono.Stara kobieta podniosła wysoko odciętą głowę i wydała zwycięski okrzyk.W powietrzu kołysały się strzępy ciała i nitki krzepnącej krwi.Drobne usta zastygły w niemym krzyku.Abby objęła ramionami nogi Zedda.– Drogie duchy, tak żałuję! Wybacz mi, Zeddzie!Zawodziła z żalu i przerażenia, z szoku wywołanego tak straszliwym widokiem.– I cóż mam teraz według ciebie zrobić, dziecko? – spytał ochryple czarodziej.– Chciałabyś, żebym pozwolił im zwyciężyć, by ocalić twoją córeczkę od losu mojej? Powiedz mi, dziecko, co powinienem zrobić?Abby nie mogła błagać o życie swojej rodziny kosztem życia tych wszystkich ludzi.Jej zbolałe serce nie mogło na to pozwolić.Jak mogłaby poświęcić życie i spokój innych, byle tylko ocaleli jej najukochańsi?Nie byłaby wówczas lepsza od zabijającej niewinne dzieci Mariski.– Zabij ich wszystkich! – zawołała do czarodzieja.Wskazała na Mariskę i nienawistnego czarodzieja Anarga.– Zabij tych bydlaków! Zabij ich wszystkich!Zedd wyrzucił przed siebie ramiona.Grzmot wstrząsnął powietrzem poranka.Kula płynnego blasku – jakby uwolniona przez czarodzieja – zanurzyła się w wodzie.Ziemia zadrżała od uderzenia.W górę buchnęła potężna fontanna wody i pary.Trzęsło się powietrze.Straszliwe drżenie zmieniło wodę w pianę.Abby przykucnęła, woda sięgała jej teraz do talii.Odrętwiała nie tylko z zimna, ale i na myśl, że oto opuściły ją dobre duchy, które – jak sądziła – do tej pory czuwały nad nią.Zedd odwrócił się, złapał kobietę za ramię i wciągnął obok siebie na skałkę.To był inny świat.Otaczające ich kształty nawoływały również Abby.Docierały aż do skałki, przekraczając granicę między życiem a śmiercią.Pod wpływem ich dotknięć ogarniał Abby przejmujący ból, przerażająca radość i głęboki spokój.Blask przenikał jej ciało, wypełniał ją tak, jak powietrze wypełnia płuca, i wybuchał deszczem iskier w jej umyśle.Ogłuszał ją basowy, ryczący dźwięk rozszalałej magii.Przez wodę przedarł się zielony blask.Za rzeką Anargo runął na ziemię.Skałka, na której stał, rozpadła się na ostre niczym igły kawałki.Żołnierze wrzasnęli z przerażenia, gdyż powietrze wypełniło się wirującymi kłębami dymu i iskrami blasku.– Uciekajcie! Dopóki jeszcze możecie! Uciekajcie, ratujcie życie! – krzyknęła Mariska i już biegła ku wzgórzom.– Zostawcie jeńców, niech zginą! Ratujcie siebie! Uciekajcie!Nastrój za rzeką gwałtownie się zmienił.D’Harańczycy rzucili broń.Puścili sznury i łańcuchy więźniów.Odwrócili się i umknęli, wzbijając tumany kurzu.W jednej chwili uciekała cała armia, która dopiero co stała groźnie naprzeciw nich.Kątem oka Abby dostrzegła, że czarodziejka i Matka Spowiedniczka starają się biec pod prąd.Choć woda sięgała im zaledwie do kolan, hamowała ruchy kobiet niczym muł.Abigail obserwowała to wszystko jakby we śnie.Pływała w spowijającym ją blasku.Ból i uniesienie zlały się w jedno.Blask i mrok, dźwięk i cisza, radość i smutek – stapiały się, były wszystkim i niczym w tyglu szalejącej magii.Za rzeką armia D’Harańczyków zniknęła w lasach.Ponad drzewa wzbił się kurz, znacząc drogę, którą umykały ich wozy, konni i piesi.Tymczasem na brzegu czarodziejka i Matka Spowiedniczka wpędzały ludzi do wody, krzycząc coś do nich; Abby nie rozumiała ich słów, zaabsorbowana melodyjnymi trelami powodującymi barwne wizje, które przesłaniały to, co starały się jej ukazać oczy.Przez chwilę młoda kobieta sądziła, że umiera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]