do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A wogóle to by³o nas troje.I tak-œmy.— Taœmy?! — wo³a prezydent.— Nie, nie.Powiedzia³ „takœmy", a nie „taœmy" — wy­jaœnia facet w garniturze.— Teraz ty powiedzia³eœ TAŒMY! — ryczy prezy­dent.— A mówi³em, ¿e nie chcêwiêcej s³yszeæ tego s³owa! Jesteœcie wszyscy band¹ zdrajców, komunistycznychwieprzy! — Z wœciek³oœci a¿ wali siê pi¹ch¹ w kolano.— Nic nie rozumiecie! Janic nie wiem i koniec! O niczym nie s³ysza³em! A jeœli s³ysza³em, to albozapomnia³em, albo wszystko jest tak tajne, ¿e nic nie mogê wyjawiæ!— Ale¿, panie prezydencie, on nic takiego nie powie­dzia³ — mówi facet wgarniturze.— Powiedzia³ tylko, ¿e.— Co, ty te¿ nazywasz mnie k³amc¹?! Czuj siê odwo³any!— Nie mo¿e mnie pan odwo³aæ — sprzeciwia siê facet w garniturze.— Jestemwiceprezydentem.— Tak? To uwa¿aj, bo nigdy nie awansujesz na prezy­denta, jak bêdziesz nazywa³swojego zwierzchnika k³am­c¹ — mówi prezydent.— To prawda.Ma pan racjê — mówi wice.— W takim razie serdecznie panaprzepraszam, panie prezydencie.— Nie, to ja przepraszam — oznajmia prezydent.— No dobra — mówi wice i gmera coœ przy rozpor­ku.— A teraz wybaczcie panowie,ale muszê iœæ siê wysikaæ.— To najrozs¹dniejsze s³owa, jakie dzisiaj s³ysza³em — ocenia prezydent, apotem zwraca siê do mnie: — Hej, przypadkiem nie jesteœ tym goœciem, który gra³w ping-ponga i wyci¹gn¹³ z rzeki starego Mao?— Aha — przyznajê.— Na cholerê ¿eœ go wyci¹ga³?— Bo siê topi³.— Trzeba by³o przytrzymaæ mu ³eb pod wod¹ — mówi prezydent.— Ale teraz to itak nie ma znaczenia, bo skur­wiel wykitowa³, kiedy by³eœ w d¿ungli.— Ma pan telewizor? — pytam siê.Spojrza³ na mnie jakoœ tak dziwnie.— Mam, ale rzadko go w³¹czam — mówi.— Puszczaj¹ same z³e wiadomoœci.— A zna pan Rodzinkê z Beverly Hills?— Tak, ale nie leci o tej porze — mówi.— A co leci?— Prawda i tylko prawda, ale nie warto tego ogl¹daæ.Cha³a! — Potem mówi: — Niestety, muszê iœæ na zebranie, wiêc odprowdzê ciê dowyjœcia.Kiedy byliœmy na werandzie nagle zni¿y³ g³os i pyta:— S³uchaj, nie chcesz kupiæ zegarka?— Hê?Podszed³ bli¿ej i podci¹gn¹³ rêkaw marynarki.Patrzê, a na ³apie ma zedwadzieœcia czy trzydzieœci tykawek!— Nie mam forsy — mówiê.Opuœci³ rêkaw i poklepa³ mnie po ramieniu.— Jak ci wpadnie trochê szmalu, to wróæ, na pewno siê dogadamy — powiedzia³.Uœcisn¹³ mi grabê.Natychmiast podbieg³a gromadka foto­grafów i zaczê³a naspstrykaæ.Chwilê posta³em, a potem siê wynios³em.Wiecie co? Ten prezydent toca³kiem równy goœæ.Ciekawy by³em co teraz ze mn¹ zrobi¹, ale nie musia³em sobie d³ugo ³amaæ g³owy.Dwa dni póŸniej ca³y ten rejwach ju¿ przycich³.Do hotelu w którym mniezakwarterowali przysz³o dwóch facetów i mówi¹:— S³uchaj, Gump, darmocha siê skoñczy³a.Rz¹d nie bêdzie d³u¿ej za ciebiebuli³.RadŸ sobie sam.— W porz¹dku — mówiê — ale dajcie mi chocia¿ na bilet do domu.Jestem bezgrosza.— Nic z tego, Gump.I tak masz szczêœcie, ¿e nie siedzisz w pudle za tegosekretarza senatu.Wtedy ci pomogliœmy, ale wiêcej nie bêdziemy siê troszczyæ otwój brudny ty³ek.Umywamy rêce.No i musia³em siê wynieœæ z hotelu.Nie mia³em ¿adnych rzeczy ani nic, wiêc poprostu wsta³em i wysz³em.Chodzê ulicami, chodzê i akurat mijam Bia³y Dom, aprzed nim wielki t³um ludzi z kuk³¹ prezydenta i ró¿nymi transporentami.No,no, myœlê sobie, pewno siê facet cieszy, ¿e taki jest popularny.17Powiedzieli, ¿e nie dadz¹ forsy i nie dali, ale jeden z fa­cetów po¿yczy³ midolara.Dobre i to.Przy pierszej okazji dzwoniê do przytu³ka, w którym jestmama bo nie chcê ¿eby siê o mnie gnêbi³a.— Pani Gump ju¿ tu nie mieszka — mówi zakonnica co odebra³a telefon.Wiêc pytamsiê gdzie mieszka.— Nie wiem — mówi zakonnica.— Uciek³a z jednym protestantem.Podziêkowa³em jej i odwiesi³em s³uchawkê.W sumie poczu³em ulgê, ¿e mama z kimœzwia³a i ju¿ nie mieszka w ¿adnych przytu³kach.Powinnem j¹ odnaleŸæ, wiem,wiem, ale wcale siê nie rwê.Bo na mur beton bêdzie beczeæ i krzy­czeæ, ¿e j¹tak d³ugo zostawi³em sam¹.Jest to tak pewne jak to, ¿e zaraz spadnie deszcz.I spad³.La³o jak z sikawki, wiêc pomk³em pod markizê, ale po chwili ze sklepuwyszed³ jakiœ goœæ i mnie przepêdzi³.By³em przemoczony do suchych nitek imia³em z zimna dygotki.Nagle widzê, ¿e przed jednym z rz¹dowych budynków le¿yna œrodku chodnika du¿y plastikowy worek na œmieci.Kiedy podchodzê bli¿ejworek zaczyna siê ruszaæ jakby coœ w nim siedzia³o!Stan¹³em i kop³em go lekko nog¹.Worek odskoczy³ z metr do ty³u i jakiœ g³oszawo³a³:— Spierdalaj st¹d!— Kto tam? — pytam.— To mój wentylator — odpowiada g³os [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl