do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- S¹ pe³ne pancerzy i mieczy, mo¿esz mi wierzyæ.Niania Ogg by³a pe³naw¹tpliwoœci.- Jak dla mnie, to nie wygl¹dali na ¿o³nierzy.Byli okropnie m³odzi ipryszczaci.- Sprytne.Przypuszczam, ¿e w po³owie sztuki król wyjawi swo­je przeznaczenietam, gdzie wszyscy bêd¹ go widzieæ.Dobry plan.- Jest jeszcze coœ.- Niania zaczê³a gryŸæ str¹czek fasoli.- Je­mu nie bardzosiê tu podoba³o.- Na pewno siê podoba³o.Ma to we krwi.- Przyprowadzi³am ich naj³adniejsz¹ drog¹.Nie zrobi³a na nim wra¿enia.Babcia zawaha³a siê.- Pewnie by³ podejrzliwy wobec ciebie - uzna³a.- Albo zbyt oszo³omiony, ¿ebymówiæ.Od³o¿y³a miskê fasoli i w zadumie spojrza³a na drzewa.- Czy masz jeszcze w zamku kogoœ z rodziny? - spyta³a.- Shirl i Daff pomagaj¹ w kuchni, odk¹d kucharz straci³ rozum.- To dobrze.Porozmawiam z Magrat.Powinnyœmy chyba obejrzeæ ten teatr.***- Idealna - pochwali³ ksi¹¿ê.- Dziêkujê - odpar³ Hwel.- Doskonale odda³eœ ten straszny wypadek.Jakbyœ tam by³.Cha, cha, cha.- Ale ciê nie by³o, prawda? - Lady Felmet spojrza³a na krasnoluda podejrzliwie.- U¿y³em wyobraŸni - wyjaœni³ pospiesznie Hwel.Ksiê¿na przygl¹da³a mu siê z min¹ sugeruj¹c¹, ¿e wyobraŸnia mo¿e siê uwa¿aæ zaszczêœliw¹, jeœli nie zostanie wywleczona na dziedziniec, by wyt³umaczy³a siêczterem dzikim koniom i kawa³­kowi ³añcucha.- Zgadza siê doskonale.- Ksi¹¿ê przewraca³ strony jedn¹ rê­k¹.- Dok³adnie,dok³adnie jak by³o.- Jak bêdzie - syknê³a ksiê¿na.Ksi¹¿ê przewróci³ kolejn¹ stronicê.- Ty te¿ tu jesteœ - oznajmi³.- Zdumiewaj¹ce.S³owo w s³owo, tak w³aœnie bêdêto pamiêta³.Widzê, ¿e wprowadzi³eœ tak¿e Œmieræ.- Zawsze popularny - zapewni³ Hwel.- Publicznoœæ go ocze­kuje.- Jak szybko mo¿ecie j¹ wykonaæ?- Wystawiæ.Robiliœmy ju¿ próby.Kiedy tylko zechcesz, panie.A potem mo¿emy siê st¹d wynieœæ, pomyœla³ Hwel, jak najda­lej od twoich oczupodobnych do dwóch surowych jajek i od tej ba­by jak góra w czerwonej sukni, iod zamku, który dzia³a jak magnes dla wiatru.Ta sztuka nie przejdzie dohistorii jako jedna z moich najlepszych, to pewne.- Mówiliœmy, ¿e ile wam zap³acimy? - zapyta³ ksi¹¿ê.- Wasza wysokoœæ wspomina³ o kolejnych stu sztukach srebra.- Sztuka jest ich warta.Hwel wyszed³ szybko, zanim ksiê¿na zaczê³a siê targowaæ.Ale czu³, ¿e chêtnieby dop³aci³, ¿eby tylko st¹d wyjechaæ.Przytulne, akurat.Bogowie, jak ktoœmo¿e lubiæ takie królestwo?***B³azen czeka³ na ³¹ce z sadzawk¹ poœrodku.Patrzy³ smêt­nie w niebo izastanawia³ siê, gdzie, u licha, jest Magrat.Przecie¿ mówi³a, ¿e to ichmiejsce; nie zmienia³ sytuacji fakt, ¿e korzysta³o z niego równie¿ kilkanaœciekrów.Pojawi³a siê w zielonej sukni i fatalnym humorze.- O co chodzi z t¹ sztuk¹? - zapyta³a.B³azen siad³ ciê¿ko na pniu wierzby.- Nie cieszysz siê, ¿e mnie widzisz?- No.Tak.Oczywiœcie.A ta sztuka?- Mój pan chce czegoœ, co przekona ludzi, i¿ jest prawowitym królem Lancre.Chyba przede wszystkim jego samego.- I po to pojecha³eœ do miasta?- Tak.- To obrzydliwe!- Wola³abyœ metody ksiê¿nej? - zapyta³ spokojnie B³azen.- Ona uwa¿a, ¿epowinna zwyczajnie ka¿dego zabiæ.I potrafi to ro­biæ.A wtedy wybuchn¹ walki iw ogóle.Wielu ludzi zginie.W ten sposób bêdzie ³atwiej.- Gdzie twoja odwaga?- S³ucham?- Czy nie chcia³byœ zgin¹æ szlachetnie dla sprawy?- Wola³bym raczej ¿yæ dla niej spokojnie.Wam, czarowni­com, ³atwo mówiæ, bomo¿ecie robiæ, co chcecie.Aleja nie mam wyboru.Magrat usiad³a obok niego.Dowiedz siê wszystkiego o tej sztu­ce, przykaza³ajej Babcia.Porozmawiaj ze swoim brzêcz¹cym przyjacielem.Odpowiedzia³a jej:Jest bardzo lojalny.Mo¿e mi nic nie zdradziæ.A Babcia na to: Nie pora napo³owiczne œrodki.Jeœli bê­dzie trzeba, uwiedŸ go.- Kiedy siê odbêdzie ta sztuka? - zapyta³a, przysuwaj¹c siê bli¿ej.- Radujmy siê.Nie wolno mi tego wyznaæ - odpar³ B³azen.- Ksi¹¿ê powiedzia³:nie powtarzaj czarownicom, ¿e to jutro wieczo­rem.Tak powiedzia³.- Ja bym nie mówi³a - zgodzi³a siê Magrat.- O ósmej.- Rozumiem.- Ale przedtem kieliszek sherry, o siódmej trzydzieœci, jak tuszê.- Przypuszczam, ¿e nie powinieneœ mi te¿ mówiæ, kto jest za­proszony.- Zgadza siê.Wiêkszoœæ dygnitarzy z Lancre.Sama rozumiesz, ¿e ci tego niepowiedzia³em.- To prawda.- Myœlê jednak, ¿e masz prawo wiedzieæ, o czym ci nie mówiê.- S³uszna uwaga.Czy jest jeszcze ta ma³a furtka na ty³ach? Ta, co prowadzi dokuchni?- Ta, która czêsto jest nie strze¿ona?- W³aœnie.- Och, ostatnio prawie jej nie pilnujemy.- Jak myœlisz, czy ktoœ bêdzie tam sta³ na stra¿y jutro ko³o ósmej?- Ja móg³bym tam byæ.- To dobrze.B³azen odsun¹³ wilgotny nos wœcibskiej krowy.- Ksi¹¿ê siê was spodziewa - doda³.- Sam mówi³eœ, ¿e mia³yœmy nie wiedzieæ.- Powiedzia³, ¿e nie wolno mi niczego wam zdradziæ.Ale po­tem doda³: „Przyjd¹i tak; mam nadziejê, ¿e przyjd¹".To w³aœci­wie dziwne.By³ w œwietnym humorze,kiedy to mówi³.Hm.Mo­¿emy siê spotkaæ po przedstawieniu?- O niczym wiêcej nie wspomina³?- Owszem, coœ o pokazaniu czarownicom ich przysz³oœci.Nie zrozumia³em.Naprawdê chcia³bym ciê zobaczyæ.Kupi³em.- Myœlê, ¿e mogê wtedy myæ w³osy - odpar³a mgliœcie Magrat.- Przepraszam, alenaprawdê muszê ju¿ iœæ.- Tak, ale kupi³em ci prê.- wyzna³ B³azen, patrz¹c za odda­laj¹c¹ siêpostaci¹.Zgarbi³ siê, kiedy zniknê³a miêdzy drzewami.Spojrza³ na na­szyjnik, zwiniêtyciasno w dr¿¹cych palcach.Musia³ przyznaæ, ¿e by³ wyj¹tkowo niegustowny, aleona takie w³aœnie lubi³a: srebro i czaszki.Kosztowa³ zbyt wiele.Krowa, zmylona rogat¹ czapk¹, wsadzi³a mu jêzyk do ucha.To prawda, pomyœla³ B³azen.Czarownice naprawdê robi¹ lu­dziom niemi³e rzeczy.***Nadesz³a jutrzejsza noc i pe³ne w¹tpliwoœci czarownice okrê¿n¹ drog¹ ruszy³y dozamku.- Jeœli on chce, ¿ebyœmy tam by³y, to ja nie idê - oznaj­mi³a Babcia.- On majakiœ plan.U¿ywa na nas g³owologii.- Coœ siê dzieje - przyzna³a Magrat.- Wczoraj w nocy kaza³ swoim ludziompodpaliæ trzy domy w naszej wsi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl