do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.no bo te¿ idok¹d mieliby uciekaæ.? Te wielkie, jaskrawe wozy na ko³ach by³y wszystkim,co mieli, by³y ich domami.Nie, nie uciekn¹.Zostan¹ tu i bêd¹ walczyæ.Leczjeœli zostan¹, to czeka ich niechybna œmieræ.Demon nie nale¿a³ do czasu iprzestrzeni, które znali.Nie by³ istot¹ z krwi i koœci, któr¹ mo¿na by³ozraniæ broni¹ œmiertelnika.Tylko istota taka sama jak owo monstrum mog³a jepowstrzymaæ.Tylko on mia³ tak¹ moc, ale przecie¿ to nie by³a jego walka.Ciludzie go okradli, nie by³ wiêc im nic winien.Jego pierwsz¹ powinnoœci¹ by³aAmberle.Powinien zabraæ j¹ st¹d jak najszybciej i uciekaæ.Jeœli wszak takuczy­ni, co siê stanie z wêdrowcami.z kobietami, z dzieæmi.? Czy to oniuczynili mu krzywdê? Bez jego pomocy zgin¹ tu, tej nocy, od k³Ã³w i szponówpotwora nie z tego œwiata.Jego niepewnoœæ wzmog³a siê jednak, gdy przypomnia³sobie, co powiedzia³ mu niegdyœ jego dziad.Gdy podczas ucieczki przed lordemWarlockiem u¿y³ mocy Kamieni Elfów, mimowolnie zdradzi³ miejsce swego pobytu.Dzia³anie takiej magii nie mog³o pozostaæ nie zauwa¿one przez inne istoty,które siê ni¹ pos³ugiwa³y.Tak mog³o siê staæ i teraz.Wszak Allanon powiedzia³mu, ¿e takie istoty potrafi¹ u¿ywaæ magicznych si³.Jeœli u¿y³by teraz kamieni,to móg³by sprowadziæ je tutaj.Spojrza³ szybko na Amberle.Jedno spojrzenie w jej oczy powie­dzia³o mu, ¿e onawie, co on zamierza.Nic nie mówi¹c, opuœci³a rêkê.Œci¹gn¹³ prawy but isiêgn¹³ w g³¹b po kamienie.Muszê chocia¿ spró­bowaæ, szepta³ sam do siebie.Chocia¿ tylko tyle.Nie mo¿e pozwoliæ tym ludziom umrzeæ.Rozsup³a³ sakiewkê iwysypa³ na d³oñ trzy b³ê­kitne kamienie.Zacisn¹wszy piêœæ rozejrza³ siê poobozowisku.— Zostañ tutaj — szepn¹³ do dziewczyny i ruszy³ w stronê po­twora.— Nie, zaczekaj.— zawo³a³a za nim, ale on ju¿ nie us³ysza³.Tymczasem demon odst¹pi³ od niszczenia wozów i ruszy³ na wê­drowców, spychaj¹cich na sam œrodek obozowiska.Cephelo zdo³a³ ju¿ siê otrz¹sn¹æ i podnosi³ siêwolno, s³aniaj¹c siê i opieraj¹c o jeden z wozów.Krzycza³ coœ do walcz¹cych,staraj¹c siê dodaæ im odwagi.Wil by³ coraz bli¿ej obroñców, a¿ w koñcudzieli³o go od nich nie wiêcej ni¿ dwadzieœcia jardów.Wzniós³ nad g³owêzaciœniêt¹ piêœæ, staraj¹c siê uwolniæ spoczywaj¹c¹ w Kamieniach Elfów magiczn¹moc.Ale nic siê nie sta³o.Poczu³, jak ¿o³¹dek podchodzi mu ze strachu do gard³a.Sta³o siê to, czego siênajbardziej obawia³ — nie potrafi³ kontrolowaæ mocy drzemi¹cej w b³êkitnychklejnotach.A wiêc Allanon myli³ siê.Tylko jego dziad potrafi³ tego dokonaæ,on nie.Nie by³y mu pos³uszne, nie mia³ nad nimi ¿adnej w³adzy.Nie, to niemo¿liwe.Musz¹ go pos³uchaæ.Spróbowa³ jeszcze raz, koncentruj¹cwszystkie swe myœli i si³y w zaciœniêtej piêœci, za wszel­k¹ cenê pragn¹cdotrzeæ do ukrytej w kamieniach magii.I znowu nic.Ale tym razem dozna³uczucia, jakby o czymœ zapomnia³, jakby umknê³o mu coœ wa¿nego, istotnego dlauwolnienia mocy magii.By³o to coœ w nim samym, jakaœ wewnêtrzna œciana, którapowstrzymywa³a jego wysi³ki.Pe³ne przera¿enia okrzyki wêdrowców przeszy³y jego myœli.do­strzeg³zbli¿aj¹cego siê do niego demona.Mê¿czyŸni k³uli i ciêli pokraczne cielsko wplecy, nogi i gdzie popad³o, staraj¹c siê odci¹g­n¹æ jego uwagê od m³odzieñca zVale.Potwór wyci¹gn¹³ potê¿ne ramiê i powali³ dwóch mê¿czyzn, a resztêodrzuci³ na boki.Z jego gard³a wydoby³ siê dudni¹cy ryk.Cephelo zacz¹³kuœtykaæ w kierunku walcz¹cych; opiera³ siê na z³amanej w³Ã³czni, a jegowspania³e szaty by³y podarte, pokryte kurzem i krwi¹.Wil mia³ wra¿enie, jakbywszy­scy zamarli na chwilê, walcz¹c tak, jak i on walczy³, usi³uj¹c wydobyæzaklêt¹ w kamieniach moc.Nie przysz³o mu do g³owy, by uciekaæ; sta³ po prostuw œrodku obozowiska wêdrowców — samotna postaæ z ramieniem wzniesionym kuciemnemu niebu.A potem nagle po­jawi³a siê Eretria.Niczym cieñ przemknê³amiêdzy demonem a Wi­lem, rzucaj¹c w potwora gorej¹c¹ pochodniê.Monstrumpochwyci³o j¹ w paszczê i k³apnê³o odruchowo zêbami.Zwolni³o przy tym nachwilê, jakby zaniepokojone ogniem i dymem.Korzystaj¹c z jego wahania,dziewczyna chwyci³a Wila za rêkê i ci¹gnê³a go za sob¹ tak d³ugo, a¿ obojestracili równowagê i upadli na ziemiê.Wêdrowcy natychmiast oprzytomnieli,pochwycili z ogniska p³on¹ce ¿agwie i za­czêli rzucaæ nimi w demona.Bestiapar³a jednak dalej niewzruszenie do przodu.Wil podniós³ siê pospiesznie narówne nogi i pomóg³ wstaæ Eretrii.W tej samej chwili pojawi³a siê przy nichAmberle, dzier¿¹c w ma³ych d³oniach d³ug¹ w³Ã³czniê, gotowa, by stawiæ czo³opotworowi.Ch³opak chwyci³ j¹ bez s³owa za ramiê, zas³oni³ obie kobiety w³asnymcia³em i stan¹³ twarz¹ w twarz ze zbli¿aj¹cym siê demonem.Potwór ju¿ mia³ ich dopaœæ, gdy Wil Ohmsford wyci¹gn¹³ przed siebie d³oñ zKamieniami Elfów.Nie by³o w nim teraz ani cienia wahania, ani œladuzmieszania.Rozbi³ tkwi¹c¹ gdzieœ wewn¹trz ba­rierê, która sta³a miêdzy nim apotêg¹ czarodziejskich kamieni.Rozbi³ j¹ dziêki sile woli zrodzonej z rozpaczyi koniecznoœci, nie próbuj¹c zrozumieæ, czym by³a.Wtedy poczu³ w sobie jak¹œzmianê, której nie umia³ wyjaœniæ ani te¿ stwierdziæ, czy by³a zmian¹ na dobre.Nie by³o czasu na myœlenie.Siêgaj¹c do serca magicznych kamieni, wre­szcienatchn¹³ je ¿yciem.Z zaciœniêtej d³oni buchnê³o jaskrawonie­bieskie œwiat³o iuderzy³o w demona.Monstrum zawy³o, ale ci¹gle par³o do przodu.Wil nieustêpowa³.Skupi³ siê jeszcze mocniej na mocy buchaj¹cej z kamieni i wszystkowokó³ niego sta³o siê zamglone od ich blasku.Wtedy kamienie uderzy³y w potworapo raz drugi.Tym razem demon nie zdo³a³ przeciwstawiæ siê magii elfów.Stan¹³w ogniu i w jednej chwili zamieni³ siê w s³up oœlepiaj¹cego œwiat³a.Przezchwilê pali³ siê b³êkitnym p³omieniem, a potem zamieni³ siê w popió³ iznikn¹³.Wil Ohmsford opuœci³ powoli ramiê.Tam, gdzie przed chwil¹ sta³ demon, by³ateraz tylko wypalona ziemia, z której unosi³a siê czarna smuga dymu.Zapad³ag³ucha cisza, zak³Ã³cana jedynie trza­skiem pal¹cych siê ognisk.Ch³opakrozejrza³ siê wokó³ niepewnie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl