do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpatrywał się chciwie w wybladłą, pobrużdżoną twarz z intensywnością kogoś, kto spotkanego człowieka nie widział od wielu, wielu lat i stopniowo, opornie, w miarę tego, jak patrzył, zaczynał go poznawać.Wysoko zarysowane brwi, małe ciasno przylegające uszy, zagięty nos, wąskie, proste wargi — wszystko to dobrze znał.Widział setki razy przedtem — na obrazach i kolorowych plakatach, wyryte i odbite na wybrudzonych banknotach — Camara.Wbrew własnej woli musiał się z tym faktem pogodzić.Ale tutaj… Tutaj, na progu własnego domu…— Czy on jest chory? — Susan podeszła do nich.Zdumienie pozbawiło go mowy, odezwał się za to Swann nie odpowiadając na jej pytanie:— Ten człowiek to Camara — powiedział ostro.Teraz z kolei ona przeżyła szok.— Camara? — spojrzała najpierw na doktora, potem na Jordana, zdumiona, pragnąc uwierzyć, że to jakiś niesamowity żart.— Poznałbym go wszędzie — upierał się Swann.Jordan nie spuszczał oczu z twarzy leżącego.San Pedro znajdowało się setki mil na południe, Tribulación o dziesięć minut jazdy samochodem na północny zachód.Ale plutony egzekucyjne były nagle bardzo blisko; przypomniał sobie grzechot salwy śmierci dzisiejszego ranka.Uczynił rozpaczliwy wysiłek, żeby zaprowadzić jakiś porządek w chaosie rozbieganych myśli, i wreszcie zobaczył ratunek w działaniu.Jakkolwiek było, ten nieprzytomny człowiek potrzebował pomocy.— Musimy go wnieść do domu — powiedział.Wszedł głębiej w krzaki, gotów dźwignąć szczupłe ramiona.— Harry, ty weź za nogi.— Swann ani drgnął.— Harry — powtórzył, wsuwając ręce pod pachy leżącego.— Chwyć go z drugiej strony.Swann szurnął niezdecydowanie nogami.— Czy uważasz, że mądrze robisz?— Mądrze? — spojrzał na doktora, zbyt oszołomiony, żeby odczytać, co się dzieje w jego umyśle.— Ten człowiek do dynamit — rzekł Swann.Z oczami przymrużonymi od słońca Jordan spojrzał z ukosa na górującą nad nim tęgą sylwetkę.Pod rondem słomkowego kapelusza twarz lekarza była koloru sepii, a jego rysy nie do odszyfrowania.Ale jasne było, co chciał powiedzieć.— Na rany Chrystusa! — wybuchnął Jordan.Z pogardą wsunął drugie ramię pod kolana zemdlonego i dźwignął z łatwością nieoczekiwanie lekkie ciało.Ruszył w kierunku schodów, a obok niego szła Susan wpatrzona w kiwającą się bezwładnie głowę człowieka spoczywającego w ramionach męża.— Czy jesteś pewien, że to on? — spytała.Skinął głową, pozbawiony teraz wszelkich wątpliwości.Instynktownie spojrzał w kierunku drogi.Wbiegł szybko, po dwa stopnie naraz, gnany niezrozumiałym lękiem, i z pośpiechem wszedł do sypialni.Susan wsunęła się przed nim i ściągnęła jedwabną narzutę, zanim położył zemdlonego na łóżku.Przez kilka sekund wpatrywali się niepewnie w to wątłe ciało, potem oczy ich spotkały się, lecz natychmiast nerwowo odwrócili od siebie wzrok.To wszystko stało się tak szybko, że nie wiedzieli, co robić dalej, i teraz każde z nich czekało, by drugie przejęło inicjatywę w swoje ręce.Ten człowiek to Camara.W ich domu.Na ich łóżku…Pierwsza odezwała się Susan:— Potrzebna jest woda.— Odrzuciła bujne włosy do tyłu.— Przyniosę wody.Kiedy weszła do salonu, omal nie zderzyła się ze Swannem.Żadne z nich nie słyszało, kiedy wszedł do domu.Jordan nawet przez chwilę zapomniał o jego istnieniu.Słysząc chrobot kroków przy drzwiach aż drgnął.— Ach, to ty.— Odetchnął z ulgą.Nie był w stanie myśleć o czymś więcej niż obecna chwila, nie był w stanie rozumować czy planować.Ale nagle uświadomił sobie, że przecież mógł tutaj stać Gabriel.Podszedł do drzwi i zamknął je za lekarzem, mrucząc wyjaśnienie:— Służący.— Potem wrócił znowu do łóżka.— Boże jedyny, Harry, co my teraz zrobimy?— Nie powinieneś był go tu wnosić — wysapał Swann.— Miałem zostawić go na dworze? — powiedział gniewnie.— Nie gadaj głupstw.— Ja bym tak zrobił.Jordan odwrócił się i spojrzał na niego.Swann nie zdjął kapelusza, ale twarz jego nie była już w cieniu, i po raz pierwszy Jordan mógł dostrzec piętno strachu w jego rysach.Coś się stało z podpuchniętymi oczami, z miękkimi bruzdami wokół ust.Widywał to już dawniej, w czasie wojny, i od razu zrozumiał, że tylko jakaś smutna resztka dumy zmusiła doktora, żeby wszedł za nimi do domu, a nie odjechał natychmiast.Ale nie czuł dla niego współczucia.Potrzebował teraz rady, spokoju, stanowczości; kogoś, kto wsparłby jego własną niepewność.— I pozwoliłbyś mu umrzeć? — W głosie jego brzmiała gorycz.— I tak nie ma żadnej szansy.— Swann oblizał usta.— Najmniejszej szansy.— Skąd wiesz? Tak tylko patrząc na niego? Chryste Panie, Harry, przecież jesteś lekarzem.Możesz przynajmniej…— Nie mówię o stanie, w jakim się w tej chwili znajduje.— Swann zrobił niewyraźny gest w stronę łóżka.— Numer jeden na liście Zoreny, a do granicy mamy siedemdziesiąt mil — o to mi chodzi.Nie uda mu się stąd uciec.— Chciałbyś porzucić go gdzieś przy drodze? — głos Jordana drżał.— Umyć ręce?— Będziesz wariatem, jeśli się w to wplączesz.— Ale już jestem w to wplątany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl