do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinni zauważyć jego nieobecność w ciągu kilku minut, jeśli jeszcze tak się nie stało.Jednakże bez radia może dużo czasu upłynąć, zanim koledzy go odnajdą; mimo że Ikar jest tak niewielki, pięćdziesiąt kilometrów kwadratowych jego fantastycznie poszarpanej powierzchni zapewnia skuteczną kryjówkę trzymetrowemu cylindrowi.Zlokalizowanie Sherrarda może potrwać godzinę, co oznacza, że musi uciekać przed morderczym wschodem Słońca.Wsunął palce w urządzenie do manipulowania mechanicznymi rękami.Ożyły sztuczne ręce wre wrogiej, otaczającej go próżni na zewnątrz pojazdu; opadły, wsparły się na żelaznej powierzchni asteroidu i uniosły kapsułę.Sherrard ugiął je i pojazd ruszył do przodu jak jakiś dziwny, dwunożny owad… najpierw prawe ramię, potem lewe, teraz znowu prawe…Obawiał się, że będzie to trudniejsze, a teraz po raz pierwszy odzyskał pewność siebie.Mechaniczne ręce zaprojektowano wprawdzie do wykonywania lekkiej, precyzyjnej pracy, lecz wprawianie w ruch kapsuły w tym pozbawionym ciążenia otoczeniu nie wymagało zbyt dużej siły.Grawitacja Ikara była dziesięć tysięcy razy słabsza od ziemskiej – Sherrard ze swym pojazdem ważył tu niecałe trzy gramy, a kiedy już ruszył, płynął do przodu bez wysiłku, jak we śnie.Łatwość ta niosła za sobą pewne niebezpieczeństwo.Przejechał w ten sposób kilkaset metrów i szybko, przeganiał zachodzącą gwiazdę Prome-teusza, gdy zwriodła go nadmierna pewność siebie.(To dziwne, jak szybko umysł przechodzi z jednej skrajności w drugą – przed kilkoma minu213tami szykował się na spotkanie śmierci, a teraz zastanawiał się, czy zdąży na obiad.) Chyba w dalszym ciągu odczuwał skutki zderzenia, a może do katastrofy doprowadził fakt, że ten ruch był dlań nowością i nie przypominał niczego, co dotychczas robił.Jak wszyscy astronauci, Sherrard nauczył się orientować w przestrzeni kosmicznej i przywykł do życia i pracy w warunkach, w których ziemskie pojęcia góry i dołu są bez znaczenia.Na takiej planecie jak Ikar trzeba udawać, że „pod" nogami jest prawdziwy, stały grunt i że człowiek porusza się po płaskiej powierzchni.Bez tego niewinnego sa-mooszukiwania się można dostać kosmicznego kręćka.Atak nastąpił, jak zwykle, bez ostrzeżenia.Całkiem nagle Sherrardo-wi wydało się, że Ikar już nie jest pod nim, a gwiazdy nad nim.Wszechświat pochylił się pod kątem prostym; on sunął w górę po pionowej skale jak alpinista, a choć rozsądek mówił mu, że to złudzenie, wszystkie jego zmysły krzyczały, że to prawda.Za moment ciążenie oderwie go od tej pionowej ściany i będzie spadał bez końca kilometr za kilometrem, aż roztrzaska się w nicość.Najgorsze miało dopiero nadejść – fałszywy pion wciąż kiwał się jak igła kompasu, która zgubiła północ.Teraz, niczym uczepiona sufitu mucha, znajdował się pod ogromnym, skalnym dachem, który za chwilę znów stanie się ścianą, ale tym razem on będzie posuwał się w dół, zamiast do góry…Zupełnie przestał panować nad pojazdem, a lepki pot, który zrosił mu czoło, ostrzegł go, że wkrótce straci kontrolę nad własnym ciałem.Mógł zrobić tylko jedno – mocno zacisnął powieki, wtulił się jak najgłębiej w swój maleńki, zamknięty świat kapsuły i ze wszystkich sił udawał, że Kosmos na zewnątrz nie istnieje.Nie dopuścił, by nawet powolny, delikatny zgrzyt drugiego zderzenia zakłócił mu tę autohipnozę.Kiedy zdobył się na odwagę i otworzył oczy, zobaczył, że kapsuła zatrzymała się na dużym głazie.Mechaniczne ręce osłabiły siłę uderzenia, ale kosztem, na który nie mógł sobie pozwolić.Choć kapsuła prawie nic tutaj nie ważyła, w dalszym ciągu zachowywała swoją normalną, ćwierć-tonową masę i poruszała się z szybkością chyba ponad sześciu kilometrów na godzinę.Impet był za duży, aby metalowe ręce mogły go złagodzić – jedną strzaskał, a drugą beznadziejnie zgiął.Zobaczywszy, co się stało, Sherrard najpierw zareagował nie rozpaczą, lecz złością.Był tak pewien powodzenia, kiedy kapsuła zaczęła się posuwać po jałowej tarczy Ikara, a teraz musiało się zdarzyć coś takiego – wszystko przez tę chwilę fizycznej słabości! Ale Kosmos nie toleruje ludzkich słabości czy uczuć i człowiek, który nie uznaje tego faktu, nie ma prawa w nim przebywać.Goniąc statek zyskał przynajmniej trochę cennego czasu -r- o dziesięć minut, jeśli nie więcej, przedłużył okres dzielący go od świtu.Wkrótce się214dowie, czy te dziesięć minut jedynie przeciągnie agonię, czy też pozwoli kolegom go odnaleźć.Gdzie oni są? Na pewno już rozpoczęli poszukiwania! Wytężając wzrok, spojrzał w kierunku błyszczącej gwiazdy statku WT nadziei, że zobaczy blade światła zbliżających się kapsuł, ale nic więcej nie dostrzegł na powoli obracającym się nieboskłonie.Lepiej zdać się na własne, choć tak skromne możliwości.Tylko kilka minut pozostało do chwili, gdy Prometeusz i jego światła znikną za krawędzią asteroidu, po czym Sherrarda ogarną ciemności.Co prawda tylko na krótko, ale nim to nastąpi, może uda mu się znaleźć jakieś schronienie przed nadchodzącym dniem.Na przykład, ta skała, w którą uderzył…Tak, da trochę cienia, póki Słońce nie stanie w zenicie.Nic już go nie osłoni, jeśli znajdzie się wprost nad głową, chyba że na tej szerokości Słońce nigdy nie wznosi się wysoko nad horyzontem o tej porze roku, trwającego na Ikarze czterysta dziewięć dni.Wówczas mógłby jakoś przetrwać krótki okres światła dziennego – to jedyna nadzieja, jeśli ratownicy nie odnajdą go przed świtem.Prometeusz i jego światła zniknęły za skrajem planety.Uwolnione od konkurencji gwiazdy zajaśniały zdwojonym blaskiem.Najwspanialej, jak latarnia morska, świeciła Ziemia z Księżycem u swego boku, a sam jej widok omal nie wycisnął łez z oczu Sherrarda.Na Ziemi się urodził, a po Księżycu spacerował – czy jeszcze kiedyś zobaczy któreś z nich?Dziwne, że dotychczas nie pomyślał o żonie i dzieciach, a także o tym wszystkim, co ukochał w życiu, które zdawało się teraz tak odległe.Przez chwilę miał poczucie winy, które jednak szybko minęło.Więzy uczuć nie osłabły, choć od rodziny dzieliły go setki milionów kilometrów.W takiej chwili po prostu nie miały znaczenia.'Był teraz prymitywnym, egocen-trycznym zwierzęciem, walczącym o życie, a jego jedyną bronią był mózg.W walce tej nie ma miejsca dla uczuć – stanowiłyby tylko przeszkodę w dokonywaniu prawidłowych ocen i podejmowaniu decyzji.I wówczas zobaczył coś, co sprawiło, że natychmiast przestał myśleć o swym dalekim domu.Za jego plecami, nad horyzontem, rozlewając się po gwiazdach jak mleczna mgiełka, wznosił się blady i upiorny stożek fosforoscencji.To zwiastun Słońca – piękne, perłowe widmo korony, rzadko widywane na Ziemi, jedynie podczas całkowitego zaćmienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl