do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za kierownicą dziewczyna, która wyglądała jeszcze młodziej.Przyglądały mu się z zainteresowaniem.- Gdzie pana samochód, szanowny panie? - zapytała pasażerka.- Zatopiłem go w bagnie, gdy odegrałem rolę księdza w celu porwania żony bogatego i znanego człowieka.Zachichotały, uznając to za dobry kawał.- Superancko - powiedziała pasażerka i pokazała głową na tylne siedzenie.- Wsiadaj.- Dokąd jedziecie? - zapytał ostrożnie.- Orlean - padła odpowiedź.- Jedziemy na imprezkę.- Superancko - powtórzył, wsiadając.Dziewczyna za kierownicą wcisnęła gaz do dechy, samochód zakołysał się na śliskiej nawierzchni i pomknął w wilgotną ciemność.Nie więcej niż piętnaście lat, doszedł do wniosku, ubrane tak, że Madonna by się zarumieniła.Przezroczyste bluzki, podnoszące biust staniki z koronki.Uszy, nosy, wargi przekłute.Ostry makijaż na wampa podkreślał oczy i usta.Poprosił, żeby się zatrzymały, kiedy dojechali do French Quarter, a one zaczęły go przekonywać, żeby się do nich przyłączył.- Pokażemy ci, na czym polega dobra zabawa - powiedziała jedna.- Nie myśl sobie, że tego nie umiemy - przechwalała się druga.- W tym właśnie problem - odparł zdobywając się na czarujący uśmiech.- Wy, dziewczyny, jesteście dla mnie zbyt doświadczone.Pochlebstwo spełniło swoją rolę.Wysadziły go na skrzyżowaniu.Zdmuchnął z koniuszków palców całusy.Odjechały.Nie mógł się nadziwić ich lekkomyślności.Czy rodzice nigdy ich nie ostrzegali przed zabieraniem autostopowiczów? Nie oglądały wieczornych wiadomości? Równie dobrze mógł być zboczeńcem.Jest zboczeńcem, przypomniał samemu sobie smętnie.Przeszedł kilka przecznic dzielących go od domu, unikając wzroku licznych przechodniów, których pogoda nie odstraszyła od ostatkowych zabaw.Nastrój mu się od razu poprawił, gdy się znalazł na swojej ulicy.Ostatnie dwadzieścia jardów przebiegł truchtem.Klucz leżał tam, gdzie go schował tego ranka, kiedy wybrał się z Basile’em zabrać panią Duvall na wycieczkę do Domu dla Jenny.- Głupek i naiwniak - zamruczał samokrytycznie.Jego zdjęcia krążą już pewnie za pośrednictwem FBI po całym kraju i za granicą.Ścigany.Wyznaczyli cenę za jego głowę jako winnego porwania i Bóg wie jeszcze jakich przestępstw.To już wkurzy ojca na amen.Wydziedziczy go i przeklnie.Wobec tego jaki przyjąć plan gry? Po pierwsze: butelka chłodnego wina i długi ciepły prysznic.Przenocuje, a rano pakowanie i zjeżdża dodgem.Nie bardzo sobie co prawda wyobrażał, w jaki sposób sfinansuje podróż bez pomocy ojca.Może jednak powinien zdać się na litość starego drania jeszcze tęn ostatni raz? Może porozmawia najpierw z matką, odwoła się do jej instynktu macierzyńskiego, o ile ta wiedźma ma jakiś.Prześpi się z tym, zdecydował i zapalił górne światło.- Cześć, Gregory.Krzyknął.Dwóch policjantów siedziało rozpartych na kanapie w jego salonie.Czyhali na niego w ciemnościach jak dwa olbrzymie pająki.Jeden z nich odezwał się, jakby chciał to potwierdzić:- Najwyższy czas, żebyś się zjawił.Czekamy od dwóch dni.- Przyjrzał się badawczo twarzy Gregory’ego.- Jezu.Podle wyglądasz.Skończył się piękny chłoptaś.- Życie ściganego nie jest dokładnie takie jak w kinie, co? - powiedział drugi.- No, eskapada zakończona.Kariera kryminalisty zakończona, zanim ją na dobre zacząłeś, co Gregory? Zduszona w zarodku, jak to pięknie mówią.Ot co! pstryknął palcami tuż przy spuchniętym nosie młodego człowieka.Gregory oparł się bezradnie plecami o ścianę, zamknął oczy i pojękując kręcił głową.Nocny koszmar wcale się nie skończył.Rozdział trzydziesty pierwszyDeszcz osłabł, ale ciemne chmury dalej wisiały ponuro nad zalewiskiem.Remy stała w otwartych drzwiach chaty i patrzyła, jak Basile opuszcza łódź na wodę.Łatał dziury po kulach, używając materiałów z głębokiej drewnianej skrzynki stojącej pod ścianą.Według niej była to smoła i taśma izolacyjna.Beznadziejna robota najwyraźniej wymagała beznadziejnego łańcuszka przekleństw.Chyba jednak zakończyła się sukcesem, bo łódka nie zatonęła.Przywiązał ją do mola i podszedł do chaty.- Teraz jest szczelna? - zapytała.- Chyba nie zacznie przeciekać, zanim tam dopłynę.- Dokąd?- Do Dredda.- Kiedy?- Rano.Jeśli deszcz ustanie.Mogłaby mi pani przynieść ręcznik? Zaleję wodą całą podłogę, jeśli wejdę w takim stanie.Pracował z uporem maniaka w ulewnym deszczu, w samych dżinsach i koszuli, teraz przemoczonych na wylot.Wziął z jej rąk ręcznik, rzucając lakoniczne „dzięki”, i schował się za róg, żeby się wytrzeć.Pojawił się z powrotem z ręcznikiem okręconym wokół bioder.Bez słowa wyjął ubranie na zmianę i zniknął w łazience.Zauważyła, że ma piegi na ramionach.Wyszedł z łazienki.- Co to jest? - Patrzył na stół.- Kolacja.- Nakryła na dwie osoby.Znalazła nawet świecę w szufladzie z przyborami kuchennymi.Przylepiła ją woskiem do dna pękniętego spodka, ale i tak łagodziła prymiIywność wnętrza.- To tylko chili i fasola, ale pomyślałam, że będzie pan głodny, skoro nie jadł pan lunchu.- Uhm.Cóż, dziękuję.Usiadł, a ona podała jedzenie.Pudełko krakersów i butelka wody dopełniały menu.Jedli jakiś czas w milczeniu.Odezwał się pierwszy:- Przywykła pani do czego innego.Odłożyła łyżkę do miseczki i rozejrzała się wokół.Chata była umeblowana nie pasującymi do siebie meblami, których ktoś chciał się pozbyć, ogrzewał ją piecyk, oświetlała lampa Colemana, ale była zaciszna i sucha, dawała schronienie na niebezpiecznym terytorium.- Rzeczywiście przywykłam do czego innego, ale nawet mi się podoba.Może dlatego, że to się różni od wszystkiego, co do tej pory widziałam.- Żaden kawaler nie zabrał pani na randkę do swojego wędkarskiego ustronia?- Nigdy nie byłam na randce i nigdy nie miałam kawalera.- Odgryzła kawałek krakersa, odłożyła go na brzeg miseczki i sięgnęła po szklankę z wodą.Złapała jego zdumione spojrzenie i zapytała: - O co chodzi?- Nigdy pani nie była na randce?- Nie, chyba że liczyć Pinkie.Zostałam przeniesiona od matki do Błogosławionego Serca, a stamtąd prosto do domu Pinkie.Nie było miejsca na chłopców.Nie chodziłam nawet na szkolne tańce.- Jak to?- Mieszkałam z Angel w jednym pokoju - powiedziała cicho.- Mężczyźni dali mi się poznać z nie najlepszej strony.Wcale nie pragnęłam tych tańców.A zresztą Pinkie i tak by nie wyraził na nie zgody.Znowu zapadła cisza, przerywana tylko postukiwaniem łyżek o fajansowe miski.Wreszcie zapytał:- Myślała pani kiedykolwiek, żeby zostać zakonnicą? Pytanie chyba ją rozbawiło, bo roześmiała się cicho.- Nie, Pinkie miał inne plany.- Wycofać zainwestowane pieniądze.- Może pan to tak nazwać.Poślubił mnie tego samego wieczoru, kiedy skończyłam szkołę.- Nie poszła pani do college’u?- Chciałam, ale Pinkie by nie pozwolił.- Pinkie nie wyraziłby zgody.Pinkie miał inne plany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl