do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nagle wszystko minê³o, przesz³o obok tak szybko, jak siê poja­wi³o.Hebelpoczu³, ¿e wróci³o mu czucie w rêkach i nogach i tylko w sercu pozosta³ jeszczech³Ã³d.Wiatr wia³ trochê s³abiej, drzewa tak¿e siê nieco uspokoi³y.Starycz³owiek odetchn¹³ g³êboko i podniós³ siekierê.Potem cofn¹³ siê parê kroków izahaczy³ nogami o ³awkê.Zatrzyma³ siê wtedy i pog³aska³ psa, który wci¹¿ by³naje¿ony i dr¿a³.Hebel wiedzia³, ¿e jeszcze nigdy w ci¹gu szeœædziesiêciu latwalki o przetrwanie, które spêdzi³ w tej dolinie, nie by³ tak blisko œmierci,jak tego pochmurnego, wietrznego dnia.Wil i Amberle szli ju¿ prawie od godziny, gdy z³apa³a ich burza.Ciê¿kie kroplespadaj¹ce przez gêsty baldachim z liœci wkrótce zmie­ni³y siê w rzêsist¹ ulewê.Zachodni wiatr przynosi³ ze sob¹ strugi deszczu, a rozmok³y las rozbrzmiewa³ cochwilê grzmotami.Nie wi­dzieli ju¿ prawie drogi; w¹ski trakt znika³ wciemnoœciach, a ob­rzmia³e wod¹ ga³êzie opada³y ku nim niczym mokre serpentyny.Po­zbawieni p³aszczy podró¿nych, których wraz z pozosta³ymi rzeczami niezdo³ali odzyskaæ od wêdrowców, w ci¹gu kilku minut przemokli do suchej nitki.Cienkie szaty zaraz przylepi³y im siê do skóry i nie mo¿na by³o zrobiæ nic, byjakoœ poprawiæ sytuacjê.Opuœcili wiêc nisko g³owy i szli dalej.Deszcz zacina³ przez kilka godzin, z wyj¹tkiem krótkich chwil daj¹cych fa³szyw¹obietnicê koñca burzy.Posuwali siê wiêc z trudem do przodu, z ich ubrañ kapa³awoda, a buty lepi³y siê od b³ota.Gdy w koñcu ulewa nieco zel¿a³a i burzaprzesunê³a siê na wschód, z lasu zaczê³a siê s¹czyæ gêsta mg³a.Drzewa i krzewytonê³y w ciemno­œciach, zewsz¹d z ha³asem sp³ywa³a woda.Niebo by³o w dalszymci¹gu zachmurzone i mroczne; gdzieœ na wschodzie rozleg³ siê grzmot piorunu.Mg³a zaczyna³a gêstnieæ i podró¿ni musieli zwolniæ kroku.Œcie¿ka opada³a powoli na dó³; najpierw ledwo dostrzegalnie, a po­tem corazbardziej wyraŸnie.Wil i Amberle œlizgali siê w b³ocie, spogl¹daj¹c co chwilana trakt w nadziei, ¿e ujrz¹ przed sob¹ coœ wiêcej ni¿ tylko ciemny tuneldrzew.Wszêdzie panowa³a wrêcz na­macalna cisza; umilk³o nawet s³abe brzêczenieowadów.A potem nagle, tak nagle, jakby ktoœ zdj¹³ z ich oczu ciemn¹ zas³onê, drzewarozst¹pi³y siê i ujrzeli przed sob¹ wielk¹, mroczn¹ czarê Hollows.Przystanêlina œrodku zab³oconej œcie¿ki i spojrzeli w dó³ na to okropne, budz¹ce grozêmiejsce.Od razu zorientowali siê, ¿e oto odnaleŸli Hollows; ten potê¿ny czarnylas nie móg³ byæ niczym innym, jak tylko owym wspomnianym przez Hebela piek³em.Zdawa³o im siê, ¿e trafili na brzeg ogromnego, martwego jeziora.Jego mroczn¹powierzchniê porasta³a grub¹ warstw¹ niesamowita ro­œlinnoœæ; mo¿na siê by³otylko domyœlaæ, co jest pod spodem.Ze œrodka tego mroku wyrasta³ szczyt Iglicy— samotna kolumna na­gich ska³.Hollows by³o niegoœcinne i ponure niczymotwarty grób.Wil i Amberle stali w milczeniu u wrót tego piek³a, walcz¹c zpragnieniem ucieczki, które narasta³o z ka¿d¹ chwil¹.Nic, co dot¹d widzieli w¿yciu, nie wygl¹da³o tak przera¿aj¹co i z³owieszczo.— Musimy tam zejœæ — odwa¿y³ siê w koñcu powiedzieæ Wil.— Wiem — odpar³a cicho Amberle.Ch³opak rozejrza³ siê doko³a w poszukiwaniu jakiejœ œcie¿ki.Wy­gl¹da³o na to,¿e szlak koñczy³ siê w³aœnie tutaj, na brzegu Hollows.Gdy jednak post¹pi³ krokdo przodu, okaza³o siê, ¿e dalej droga siê rozga³êzia i prowadzi w dó³.Waha³siê przez moment nad wyborem œcie¿ki i w koñcu zdecydowa³, ¿e ta z lewej stronyzapewni im wy­godniejsze zejœcie.Poda³ ramiê Amberle i spojrza³ w dó³, czuj¹c,jak jego buty œlizgaj¹ siê na b³otnistej mazi i od³amkach ska³.Amberletrzyma³a siê mocno jego ramienia.Zaczêli ostro¿nie schodziæ.Wtem Wil straci³ równowagê i run¹³ do przodu.Dziewczyna upad­³a razem z nim ite¿ zaczê³a spadaæ, potykaj¹c siê o jego nogi.Toczy³a siê po zab³oconej ziemi,a¿ w koñcu zniknê³a z krzykiem w leœnym mroku.Wil rzuci³ siê za ni¹ szaleñczo,przedzieraj¹c siê przez gêste krzaki, które rozdziera³y jego ubranie ikaleczy³y twarz.Mo¿liwe, ¿e w ogóle nie znalaz³by dziewczyny, gdyby niejaskrawoczerwony je­dwab jej szaty.Le¿a³a pod pl¹tanin¹ ga³êzi, serce ko³ata³ojej ze strachu, a twarz oblepiona by³a grub¹ warstw¹ b³ota.Gdy jej dotkn¹³,niepewnie zamruga³a oczami.— Wil?Pomóg³ jej usi¹œæ, a potem obj¹³ ramionami.— Wszystko w porz¹dku? Jesteœ ranna?— Nie, nie s¹dzê.— Uœmiechnê³a siê.— Jesteœ niezdara, wiesz? Kiwn¹³ g³ow¹ iuœmiechn¹³ siê z ulg¹.— ChodŸmy wiêc dalej.Obj¹³ j¹ w talii, pomóg³ wypl¹taæ siê z ga³êzi, a potem postawi³ na nogi; by³alekka jak piórko.— Skrêci³am nogê!Wil zbada³ kostkê, sprawdzaj¹c koœci.— Nie ma z³amañ, jest tylko zwichniêta.Odpoczniemy kilka chwil, a potempójdziemy dalej.Pomogê ci zejœæ; mogê ciê nawet nieœæ, jeœli to bêdziekonieczne.— Przepraszam, Wil.Powinnam byæ bardziej ostro¿na.— Ty? Przecie¿ to ja upad³em.— Uœmiechn¹³ siê, sil¹c siê na beztroski ton.—Có¿, mo¿e przyjdzie jedna z tych czarownic, o któ­rych opowiada³ starzec, i nampomo¿e.— To nie jest zabawne.— Amberle zmarszczy³a brwi i rozej­rza³a siê wokó³ zniepokojem.— Mo¿e powinniœmy poczekaæ do rana.Do tego czasu kostka przestanieboleæ.Poza tym, nawet jeœli zeszlibyœmy na dó³ przed nastaniem ciemnoœci,musielibyœmy spêdziæ tam noc, a wcale mi na tym nie zale¿y.— Ani mnie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl