do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dziękuję – szepnął Ballard.– Dziękuję ci, Liz.– Wcale nie powiedziałam, że z tobą jadę – ostrzegła Liz.– Muszę to jeszcze przemyśleć.A jeśli chodzi o pytanie, które zadałeś wcześniej – co mam do stracenia?.– poklepała go po kolanie.Odpowiedź, mój drogi, brzmi tak prosto: dziewictwo!XVIIBallard zostawił Liz przy szpitalu i pojechał do sztabu Deep Freeze.Nie zastał McGilla w biurze, ale w końcu odnalazł go w klubie oficerskim, pogrążonego w jakiejś fachowej rozmowie.– Postanowiłem najpierw wpaść do ciebie – powiedział Ballard.– Stary Stenning będzie pewnie zmęczony po długiej podróży, więc nie chcę, żeby musiał na mnie czekać.– Jasne – zgodził się McGill.– Zaraz idę.O której przylatuje samolot?– Za piętnaście minut, jeśli się nie spóźni.Pojechali na lotnisko Harewood, oddalone o dwie minuty jazdy.Rozmawiali, czekając na samolot w hali głównej.McGill zastanawiał się:– Nigdy nie widziałem prawnika milionera.Poznasz Stenninga? Ballard kiwnął głową.– Wysoki, siwy, szczupły facet.Trochę podobny do Bertranda Russella.Samolot przyleciał punktualnie i kiedy już pasażerowie ciągnęli nieprzerwanym potokiem do odprawy, Ballard wskazał jednego z nich:– Jest tam – McGill zobaczył wysokiego, starego człowieka, o ascetycznej twarzy.Ballard podszedł do niego.– Dzień dobry, panie Stenning.– Uścisnęli sobie ręce.– To mój przyjaciel, Mike McGill.Przyjechał ze mną, żeby pomóc dźwigać bagaże.Myślę, że zaraz nadejdą.Stenning uśmiechnął się.– Czy pan jest doktorem McGill, który zeznawał przed komisją?– Tak, sir.– Jeśli wynajmują pana teraz do noszenia walizek, to coś niedobrze.– Bagaż już jest – oznajmił Ballard.Stenning wskazał swoje walizki i Ballard powiedział: – Zaniesiemy te rzeczy do wozu, Mike.Kiedy opuścili budynek lotniska, zwrócił się do Stenninga: – Zarezerwowałem panu miejsce w tym samym hotelu, w którym się zatrzymałem.Warunki są nawet niezłe.– Prowadźcie mnie na razie do łóżka – rzekł Stenning.– Nie potrafię spać w samolocie.Jak przebiega dochodzenie?– Przechowałem dla pana gazety.Znajdzie pan w nich dokładne relacje.– To dobrze – mruknął Stenning.– Spędziłem w samolocie dwa dni, więc przestałem być na bieżąco z tą sprawą.Doktorze McGill, chciałbym z panem porozmawiać o katastrofie.– W każdej chwili, kiedy tylko nie będę w sądzie.Po przyjściu do hotelu McGill taktownie ulotnił się, a Ballard wskazał Stenningowi jego pokój.Stenning tłumaczył się:– Mam już mniej sił niż dawniej, Ian.Idę do łóżka.Gdyby twój dziadek tu był, na pewno nie omieszkałby tego skomentować.W moim wieku był wytrwałym globtroterem.– Pokręcił głową.Przykro mi, że odszedł.– Tak – rzekł Ballard.– Mi też.Stenning spojrzał na niego z niedowierzaniem.– Doprawdy? – spytał sceptycznym tonem.– Gdybyś powiedział coś innego, wcale by mnie to nie zaskoczyło.Stary Ben miał trudny charakter, a według mnie, nie traktował cię zbyt dobrze.Ballard wzruszył ramionami.– Tym niemniej, będzie mi go brakowało.– Mnie również, Ian.Mnie również.A teraz, jeśli wybaczysz staremu, zmęczonemu człowiekowi.– Może jest pan głodny? Każę coś przysłać.– Nie, chcę tylko spać.Ballard wskazał kredens.– Wstawiłem tam kilka butelek.Whisky, gin, brandy i dodatki.– Niezła myśl.Whisky przed snem dobrze mi zrobi.Do jutra, Ian.Ballard zostawił go i poszedł szukać McGilla.Znalazł go przy basenie, nad szklanką piwa.McGill uniósł brew.– No i.?– Nic – odparł Ballard.– Kompletnie niczego nie wyjaśnił.McGill nachmurzył się.– Coś ci powiem.Jest cholernie pewne, że nie przyleciał dwadzieścia tysięcy kilometrów tylko po to, żeby pogadać z Mikiem McGillem o katastrofie.Następnego ranka Stenning nie zszedł na śniadanie.McGill posmarował grzankę masłem.– Nie spieszy się zbytnio.Jak to prawnik, oni pracują w innym wymiarze czasu, niż każdy z nas.– Wczoraj miałem rodzinną wizytę – powiedział Ballard.– Mój kuzyn Frank.– Zrelacjonował McGillowi, co zaszło.McGill aż gwizdnął.– Wy, Ballardowie ostro gracie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl