[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnęła się w ciemności.Clee sprawił, że znowu poczuła się kobietą.* * *Dużo później, kiedy wkładali już brudne naczynia do zmywarki, Clee zapytał: - Jak długo zostaniesz tu ze mną, Nicky?Wzruszyła nieznacznie ramionami.- Dostosuję się do twoich planów.- A więc dobrze - odparł zadowolony.- Cały ten tydzień.- Och, Clee, zupełnie zapomniałam.Za tydzień muszę być na Manhattanie, bo w poniedziałek od samego rana wracam do pracy w telewizji.- Och! - Zrobił strapioną minę, ale natychmiast rozpromienił się.- Wiesz co, polecimy do Paryża w czwartek wieczorem.Spędzisz ze mną w hotelu dwa dni, a w niedzielę rano odwiozę cię na lotnisko i polecisz concordem do Stanów.Czy to ci odpowiada?- Jeszcze jak.- A mnie odpowiada, że jesteś ze mną.- Odstawił na bok talerz, który trzymał w ręku, podszedł do niej i wziął ją w ramiona.- Nie wiem, czy zdałaś już sobie z tego sprawę, ale ty i ja zmarnowaliśmy mnóstwo czasu.- Dwa lata, jeśli mamy określić to dokładnie.- Zamierzam to nadrobić.- Naprawdę?- Możesz być tego pewna.- Przylgnął ustami do jej warg w długim namiętnym pocałunku, a potem wziął ją za rękę i poprowadził po schodach na górę, do swojej sypialni.Rozdział 14Trzymając się za ręce, przechadzali się wolnym krokiem aleją Mirabeau, główną ulicą zabytkowego miasta uniwersyteckiego Aix-en-Provence.Nicky nie przestawała rozglądać się dokoła; miała wrażenie, że jest to jedna z najpiękniejszych alei, jakie kiedykolwiek widziała na własne oczy - długa, szeroka, z czterema rzędami wysokich majestatycznych platanów, których gałęzie splątały się w górze, tworząc nad głowami rozległe podłużne sklepienie.To było tak, jak gdyby szli w zielonym tunelu z listowia, zdającym się nie mieć końca, gdyż ciągnął się na przestrzeni co najmniej pięciuset metrów.Bliżej centrum pomiędzy drzewami wznosiły się dziewiętnastowieczne fontanny, z których tryskała krystalicznie czysta woda, lśniąca w rozproszonych promieniach porannego słońca.Po słonecznej stronie mieściły się kawiarenki, po drugiej natomiast, okrytej cieniem, stały zabytkowe, imponujące budowle; wiele z nich stanowiło prywatne rezydencje.- Clee, jak tu pięknie! - zawołała Nicky, odwracając się do niego.Na jej twarzy malował się niekłamany zachwyt.- Prawda? Wiedziałem, że będziesz pod wrażeniem, ten widok działa na każdego.A moim zdaniem, ze wszystkich głównych ulic miejskich na całym świecie ta jest najładniejsza.Nie sposób odmówić jej określonej elegancji - to wzajemne oddziaływanie na siebie architektury, drzew i fontann, to wspaniałe zagospodarowanie przestrzeni.A wiosną i latem efekt jest szczególnie znakomity.- Umilkł na chwilę, uśmiechnął się.- Wybierzmy sobie teraz jakąś kawiarenkę.Posiedzimy przy kawie, a potem zapuścimy się w uliczki starówki, żebyś mogła odwiedzić kilka tutejszych sklepików.- Clee, nie musisz robić ze mną zakupów - odparła szybko.- Może wolałbyś poszperać w księgarni, kiedy ja będę kupować prezenty?- Nic z tego, pójdę z tobą.- Uścisnął mocniej jej dłoń i spojrzał na nią z tym swoim dobrze już znanym chłopięcym uśmieszkiem.- Przez trzy najbliższe dni nie spuszczę cię z oka nawet na chwilę.Chcę się tobą nasycić, skarbie.Roześmiała się.- Już dawno nie słyszałam tak czułego słówka pod swoim adresem.Ale moja mama zwracała się do mnie w ten sposób, kiedy byłam mała.- To normalne, moja tak samo - powiedział Clee i skierował się ku pełnej życia kawiarni w pobliżu Fontaine de la Rotonde; dużej fontanny górującej nad zachodnim wejściem na aleję.Taras kawiarni był pełen młodych ludzi, ładnych dziewcząt i przystojnych młodzieńców, zapewne studentów uniwersytetu, ale tu i ówdzie dało się zauważyć wolne stoliki, również pod oknami osłoniętymi od słońca markizami, z dala od ulicznego zgiełku.Właśnie jeden z takich stolików wybrał Clee.Kiedy usiedli, zaproponował: - Odpoczniemy tu w cieniu i popatrzymy sobie na świat.Bardzo lubię francuskie kawiarenki, są tak wesołe, a jednocześnie panuje w nich dosyć intymna atmosfera.- Zdjął okulary słoneczne, przytulił ją do siebie i pocałował delikatnie w usta.- Wiesz, o co mi chodzi?- Tak.- Uśmiechnęła się, spojrzała mu prosto w oczy.Zjawił się już kelner i Clee zamówił dwie filiżanki cafe au lait, kiedy zaś zostali znowu sami, spojrzał na nią z uwagą.- Podobała mi się większość tytułów albumu, jakie napisałaś mi wczoraj, ale najbardziej Dzieci pekińskiej wiosny.Chętnie wykorzystam go do naszej książki, Nick.- Będzie mi bardzo miło.- Jej radość była aż nadto widoczna.Potem dodała: - Tak się składa, że i mnie ten tytuł podoba się najbardziej.Nachylił się ku niej i ponownie musnął ustami jej wargi.- Teraz, kiedy mamy już tytuł, jesteśmy naprawdę wspólnikami, kochanie.- Biorąc pod uwagę te wspaniałe zdjęcia, które zrobiłeś, mógłbyś się obejść bez wspólnika, Clee.Mój tekst ma tu drugorzędne znaczenie.Ostatecznie jest to album fotograficzny.- To prawda, ale moim zdaniem również wstęp jest piekielnie ważny.Ma nie tylko podkreślić moje zdjęcia, ale także wyjaśnić, jakie są Chiny, jak wygląda ich polityka, jakie jest tło wydarzeń, które doprowadziły do demonstracji na placu Tiananmen, a następnie do tej straszliwej masakry.Myślę, że mnóstwo ludzi nie orientuje się, o co tam właściwie chodziło.- Tak, wiem o tym.W niedzielę, kiedy będę leciała do Stanów, porobię trochę notatek.Ale zanim naprawdę zasiądę do pisania wstępu, będę musiała poczytać trochę materiałów.Wiesz, przyszło mi do głowy.- Urwała na widok kelnera, który przyniósł kawę.- Merci - podziękowali oboje zgodnym chórem, po czym Nicky mówiła dalej: - Chciałam powiedzieć, że myślałam już o naszej wspólnej pracy nad albumem i przyszło mi do głowy, że może chciałbyś spędzić parę tygodni w New Milford, u moich rodziców, kiedy przylecisz doNowego Jorku.Kilka lat temu ojciec urządził pracownię obok domu, po drugiej stronie trawnika.Moim zdaniem to wspaniałe miejsce.Moglibyśmy rozłożyć tam wszystko, wiesz, rozmieścić odpowiednio zdjęcia, nawet zająć się paginacją.Poza tym nie musielibyśmy zdejmować tego wszystkiego ze stołów, robiąc przerwę nawet na tydzień.Nikt by niczego nie ruszył.- To brzmi zachęcająco, ale co z twoimi rodzicami? Nie korzystają z pracowni, żeby coś napisać?Nicky potrząsnęła głową i zachichotała.- Kiedy tata urządzał pracownię, robił to z myślą o mojej matce; chciał jej sprawić prezent.Myślał, że będzie tam pracowała.Trudno o lepsze miejsce, jest przestronne, ciche, spokojne.- A ona nie chciała?- Nie.Może w pracowni było zbyt spokojnie.W każdym razie matka pracowała tam tylko przez miesiąc.Potem przeprowadziła się z powrotem do domu, do małego pokoiku obok ich sypialni.Powiedziała tacie, że czuje się lepiej pisząc w pokoju, z którego korzystała wiele lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]