[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do więzienia? Mam nadzieję, że nie, ale raczej ze względu na ciebie niż na niego.- Proszę,niemówtak.Beth dopiła kawę.- Oczywiście, naprawdę tak nie myślę, wiesz przecież.Ale coś trzeba zrobić, żeby on w końcu wydoroślał.- Ja pokładam nadzieję w Zachu.Beth uniosła dłoń w geście protestu.- Och, Babciu, lepiej nie.To niejestjego sprawa.- Na ten temat pozwolę sobie mieć odmienne zdanie, moja droga.Od wielu lat Zach starał się wciągnąć Trenta w sprawy fabryki, co zresztą należało dojego obowiązków.Przecież ty i Trent jesteście właścicielami polowy udziałów.- Grace wypiła łyk kawy.- Ponieważ Foster jest niezdolny do podejmowania decyzji, cała odpowiedzialność spada na was dwoje.Prócz tego Zach po prostu chce pomóc Trentowi.Wywiera na tego chłopca bardzo korzystny wpływ.- Trent nie jest już małym chłopcem.Jest dwudziestodwuletnim mężczyzną.Babcia obrzuciła Beth ciepłym spojrzeniem.Ciągnęła dalej.- Zach robi to ze względu na ciebie, kochanie.- Ze względu na mnie? - powtórzyła Beth.- Nie udawaj idiotki, moja panno - skarciłają Babcia.- Zach zajmuje się Trentem właśnie ze względu na ciebie.- Całkowicie się mylisz.Grace znowu zignorowałajej słowa.- Gdybyś tylkotyiZach.- Proszę, przestań - ucięła szybko Beth.Wypadło to znacznie ostrzej niż zamierzała.- Nie ma sensu wracać do przeszłości - dodała łagodniejszym tonem.- Oczywiście, masz rację, ale.- Dlaczego właściwie o tym mówimy? - przerwała jej Beth.- Przecież rozmawiałyśmy o Trencie.- A, tak, rzeczywiście.Czy wiesz, że zamierza się stąd wyprowadzić?- To dobry pomysł - odrzekła Beth, lekko unosząc brwi.- Aco tyo tym myślisz?- Będzie mi go brakować, ale trudno.Trent ma dziewczynę, więc może pora, żeby znalazł własny kąt.- MyśliszoVickiFairchild?- Skądwiesz?- Była z nim wczoraj, gdy został aresztowany.- Och,Boże.- Miałam nadzieję, że ją poznam, ale pojechała do domu, nim Zach i ja dotarliśmy na komendę.- Spotkałamją raz i wydaje mi się, że jest bardzo zakochana w Trencie.Mam nadzieję, żedamu miło ść, której on tak bardzo potrzebuje.- Babciu, dlaczego wszyscy zapominają, żeja go kocham? Ty i inni ludzie powinniście to wiedzieć.Grace wyciągnęła rękę i uścisnęłają serdecznie.- Wiemto,oczywiście,ale.- Ale co? - naciskała Beth.Czuła potrzebę usprawiedliwienia samej siebie.- Czy mogłam coś zrobić inaczej? Gdybym zabrała go ze sobą, byłbyjeszcze bardziej nieszczęśliwy.Nigdy mnie nie znosił.Wiesz o tym sama.Aleja naprawdę go kocham i chcę, żeby stał się odpowiedzialnym człowiekiem, miał swój dom, rodzinę i ważną pozycję w fabryce.A także żebyśmy kiedyś odzyskali Cottonwood.- Czy nie sądzisz, że próbujesz narzucić mu swoje plany? - spytała spokojnie Babcia.- Być może - odrzekła Beth.- Ale czy to coś złego?Nim Grace odpowiedziała najej pytanie, zadzwonił telefon.Beth podniosła słuchawkę.- Rach, to ty?- Tak - wychrypiała do słuchawki Rachel.- Na litość boską, co ci się stało?- Parszywie się czuję - jęknęła Rachel.- Złapałam pokazową grypę.- Szczerze współczuję.Czy mogę coś dla ciebie zrobić?- Możesz na przykład wziąć te zastrzyki, które lekarz mi zapisał.Rachel zawsze wpadała w panikę na widok strzykawki.- Mogę dla ciebie zrobić niemal wszystko, ale nie to - powiedziała Beth z przekorą.- Tytchórzu.Beth roześmiała się głośno i puściła oko do Grace.- Przykro mi, ale musimy odłożyć lunch.- Też żałuję, zwłaszcza że umieram z ciekawości.- Z pewnością zobaczymy się przed twoim wyjazdem.- Zadzwonię jutro, a tymczasem dbaj o siebie.Beth odwiesiła słuchawkę.Babcia tymczasem starannie sprzątnęła ze stołu.- Nie mam ochoty wychodzić, tym bardziej że twoje plany się zmieniły - powiedziała do wnuczki.- Nie chcę zostawiać cię samej.- Oczywiście, że pojedziesz na tę wycieczkę z przyjaciółmi.Przecież planowaliście ją od dawna.Nie pozwolę, żebyś teraz zrezygnowała z mojego powodu.- A może pojedziesz z nami? - zaproponowała Babcia.- Nie martw się o mnie.- Beth potrząsnęła głową.- Zapewne spędzę cały dzień u taty.Pastor Paul Broussard razjeszcze popchnął huśtawkę.Siedzące na niej dziecko zaniosło się od śmiechu.Paul także głośno się roześmiał.Beth, która przed sekundą zaparkowała samochód przy placu zabaw, obserwowała całą scenę ze ściśniętym ze wzruszenia sercem.Obok niej w samochodzie siedział Foster.Kiedy Babcia wyszła z domu, Beth przebrała się w dżinsy i bawełnianą koszulę z długimi rękawami.Na wszelki wypadek zarzuciła na ramiona sweter i pojechała odwiedzić Fostera.Najpierw obcięła ojcu paznokcie i włosy, sprawdziła garderobę i uzupełniła kosmetyki.Na tym zeszła im znaczna część poranka.Lubiła takie czynno ści; dzięki temu miała wrażenie bliższego kontaktu.Gdy skończyli, Beth kazała dwóm sanitariuszom znieść Fostera do samochodu.Choć ojciec nie mógł wysiąść z samochodu, takie przejażdżki sprawiały mu przyjemność.Tak przynajmniej uważała Beth.Najpierw zatrzymali się w parku.Beth pochyliła się i pocałowała go w policzek.- Zaraz wracam, dobrze?Gdy weszła na plac zabaw, wielebny Broussard wciąż huśtał dziecko.- Dzień dobry, ojcze - powitała go Beth i wsunęła mu rękę pod ramię.Paul odwrócił się gwałtownie.- Ach, to ty, Beth! Jaka miła niespodzianka! - Uśmiechnął się szeroko.- Widzę, że nic się nie zmieniłeś.Wciąż troszczysz się o słabszych.- Ktoś to musi robić.- Wzruszył ramionami.- Jaksię masz?- Znakomicie - rozpromienił się Paul.Beth uśmiechnęła się do niego.- Czyznajdzieszdlamniechwilę?- Oczywiście.Paul zatrzymał huśtawkę i postawił małą, piegowatą dziewczynkę na trawie.- Meg, kochanie, pobaw się teraz z innymi dziećmi.Później pohuśtamy się znowu.Meg spojrzała na Beth z nie skrywaną ciekawością.- Cześć, Meg - pozdrowiłają Beth i przykucnęła, tak aby ich twarze znalazły się na tym samym poziomie.- Kimjesteś? - zapytała dziewczynka.- Dziecięca bezpośredniość - zaśmiał się Paul.- Nazywam się Beth.Ile masz lat? - Beth pogłaskała ją po głowie.- Cztery.- Za co chcesz się przebrać na Święto Duchów? Za czarownicę?Meg wysunęła do przodu dolną wargę i zwiesiła głowę.Beth zdała sobie sprawę, że powiedziała coś nieodpowiedniego.Spojrzała na Paula, szukając u niego pomocy.Pastor przejechał palcami po czuprynie małej.- Meg, pożegnaj się z tą panią i idź pobaw się z innymi, dobrze? Wkrótce do was dołączę.Meg zerknęła na Beth, po czym odbiegła w stronę piaskownicy.- Śliczna dziewczynka - powiedziała Beth wstając.- Co takiego złego powiedziałam?- Dwa lata temu kilka okolicznych parafii zorganizowało wspólnie schronisko dla dręczonych kobiet i ich dzieci - odrzekł Paul, takjakby to było dostateczne wyjaśnienie.- Czy Megjestjednym z tych dzieci?- Niestety, tak.Jej matka przybyła do nas kilka tygodni temu.Uwolniła Megijej siostrę z zupełnie niemożliwej sytuacji.Z drugiej strony, są teraz zupełnymi nę - dzarkami.O kostiumie na Święto Duchów Meg może tylko pomarzyć.Schronisko ma bardzo ograniczone możliwości.Przez chwilę Beth nie mogła nic powiedzieć.Czuła dławienie w gardle.- Ojcze, przyrzeknij mi coś - odezwała się wreszcie.- Cotylkozechcesz.- Przyślę ci czek.Dopilnuj, proszę, żeby Meg i jej siostra miały jakieś kostiumy, a później dostały prezenty na Boże Narodzenie.Skoro już o tym mówimy, przyślę ci czek na utrzymanie schroniska.Zgoda?- Oczywiście.To prawdziwa łaska boża - odrzekł Paul i westchnął z ulgą.- Możesz uznać, że to już zrobiłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]