[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko duma uchroniła ją przed upadkiem we łzach na podłogę sali balowej w obecności członków najwyższych sfer Anglii.Alec wydał się jej równie zamyślony i melancholijny.Samo jego imię potrafiło teraz pogrążyć Joy w czarnej rozpaczy.Należał do Juliet.Myśl o tym była niczym wbity w serce miecz.Joy wzięła kolejny głęboki wdech, bo pokój zawirował jej przed oczami.Mąż od chwili rozstania z tą kobietą zachowywał się tak, jakby dręczył go jakiś problem.Duchessa była pewna, iż nie daje mu spokoju to, że jego żoną nie jest Juliet, lecz ona, szkocka czarownica, zdolna zamienić cudze życie w chaos.Obecny nastrój Aleca tylko utwierdzał ją w bolesnym przeświadczeniu, że on kocha Juliet.Uświadomiła sobie, że nie ma już szans na mężowską miłość.Jego serce nie było nieczułe, tylko po prostu należało do innej kobiety.Ta zaś nie pragnęła go ani trochę bardziej niż Alec serca Joy.Szkotka dała się zwieść swoim pobożnym życzeniom, myśląc naiwnie, że on kiedyś obdarzy ją uczuciem.A tymczasem nawet nie powinna była się w nim zakochać.Po raz kolejny otarła z oczu łzy, zastanawiając się, czy istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji, i wzywając na pomoc szkocką dumę.Płacz nie mógł niczego zmienić.Z drżeniem wciągnęła powietrze do płuc.Spojrzała na drzewa w pałacowym ogrodzie.Wiatr potraktował gałęzie brzóz tak samo jak ostatnie wydarzenia poczucie jej godności.Ale nagle ucichł.Przestał też padać deszcz, choć niebo wciąż było szare.Deszcz przyniósł ocieplenie, a wraz z nim zapowiedź wiosny.W czasie gdy niebiosa płakały wraz z Joy, stopniał śnieg i lód.W odległym rogu ogrodu, gdzie przycupnął krzew głogu, a bluszcz i kapryfolium oplatały kamienny mur, rósł dumny angielski wiąz.Joy przycisnęła do szyby mokry od łez policzek, spoglądając najpierw w niebo, na którym nie było już ciężkich deszczowych chmur, a następnie na to dorodne drzewo.Czuła się tak, jakby przywoływało ją do siebie po imieniu.A ona potrzebowała teraz kontaktu z naturą, której żywotne siły mogły jej pomóc ukoić ból.Błyskawicznie narzuciła na ramiona barwny szal.Przez oszklone drzwi wyszła z pałacu.Omijając kałuże, dotarła po chwili do wspaniałego drzewa.Pomarszczona kora pnia starego wiązu była niczym świadectwo dźwiganej przez niego życiowej wiedzy i mądrości całych wieków.Ale siwa barwa kory przypomniała Joy srebrzyste pasma we włosach męża.- Mam na imię Joyous.Proszę, pomóż mi i użycz swojej życiowej siły, bo własna mnie opuściła - wyszeptała, dotykając drzewa.Wolnym ruchem objęła gruby pień, przyciskając doń piersi i policzek.Kora była szorstka, lecz Joy rozpaczliwie potrzebowała ukoić ból.Zamknęła oczy, poddając się dobroczynnemu działaniu natury.Alec siedział w gabinecie przy biurku i patrzył na nożyk do otwierania listów, którym właśnie rozciął kopertę zawierającą przypomnienie księcia regenta o dzisiejszej wizycie w teatrze.A przecież nie potrafiłby zapomnieć, że został zobligowany do spędzenia jeszcze jednego wieczoru pod badawczym okiem ludzi z jego sfery.Mimo to postanowił wyjechać jutro do Belmore Park bez względu na życzenia Prinny’ego.Służba poczyniła już przygotowania do podróży.Dzisiejszy wieczór był czasem ostatniej próby.Cóż za trafne określenie, jeśli pamiętać o próbach, którym poddawano podczas procesów czarownice, do czego Alec starał się nie dopuścić.Obracał nożyk w dłoni, świadom hipnotycznego działania błyszczącego w świetle ostrza.Ożenił się z czarownicą, a nikt o tym nie wiedział.Zastanawiał się, czy Juliet przestałaby uważać jego małżeństwo za romantyczny związek zakochanych, gdyby znała całą prawdę.W pierwszej chwili uznał, iż takie przekonanie Juliet wynikało po prostu z tego, że to kobieta, a kobieta zawsze kieruje się tylko własnymi odczuciami.W końcu musiał jednak przyznać, że sposób, w jaki on reaguje na Joy, zadaje kłam takiemu wyjaśnieniu opinii Juliet.Dlatego ta opinia wciąż budziła w nim niepokój.Jego niedoszła żona orzekła, iż ożenił się z Joy z miłości, podczas gdy on wątpił, by którykolwiek jego przodek tak postąpił.A z pewnością nie zrobił tego ojciec Aleca.Dał to jasno do zrozumienia w chwili, gdy oświadczył, że ród Belmore’ów potrafi się wznieść ponad absurd miłości, i że żaden z synów, a już zwłaszcza spadkobierca tytułu, nie może skazić swojego życia takim szaleństwem.Polecił guwernerowi Aleca, by na każdej lekcji historii uczulał przyszłego diuka na straszliwe konsekwencje postępków zakochanych władców.Toteż chłopiec dowiadywał się, że głupota miłości prowadziła do upadku monarchii, przegranych wojen i samobójczej polityki.Z tych lekcji historii Alec wyniósł przekonanie, że uleganie porywom serca prowadzi wyłącznie do destrukcji.Równocześnie przekonał się, że aprobatę ojca może zyskać tylko wtedy, gdy będzie myślał i postępował tak jak on.Wychowanie bardzo szybko zaowocowało upodobnieniem się do rodzica.Zastanawiało wszakże Aleca, że dopiero teraz dowiedział się, iż jego duma też może prowadzić do straszliwych konsekwencji.Zrobił coś, przed czym z takim poczuciem wyższości przestrzegał Richarda, a mianowicie, dopuścił do tego, by o jego życiowej decyzji zadecydowały emocje.Bo małżeństwo z Joy było bezpośrednim rezultatem urażonej dumy diuka Belmore.Pospieszył się tak bardzo z ożenkiem tylko ze strachu przed tym, co pomyślą o nim ludzie, skoro porzuciła go dotychczasowa narzeczona.Uznanie tej prawdy oznaczało dla Aleca przyznanie się do słabości, która zaowocowała koniecznością ukrywania żony przed światem.Obrócił nożyk w dłoni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]